Nie wiem czy śledzicie damską branżę modową, jeśli tak, to zapewne słyszeliście o aferze z marką Veclaim. A jeśli nie słyszeliście, to w skrócie opowiem. Otóż jest to polska firma, która w swojej komunikacji podkreśla etyczne działania, w tym to, że ich produkty wytwarzane są wyłącznie w Polsce. Pominę to, że polskie wcale nie musi oznaczać wyprodukowane etycznie, bo wystarczy przypomnieć tę głośną sprawę, ale to temat na osobny artykuł.
fot. twoja-naklejka.pl
Wróćmy do tematu. Produkty Veclaim nie należą do tanich, bo na przykład bawełniane t-shirty z nadrukiem kosztują od 199 do 239 zł. Mimo tej ceny, doskonale się sprzedawały i do piątku nikomu te ceny nie przeszkadzały. No właśnie, bo w miniony piątek okazało się, że marka ta wcale nie szyje tych koszulek w Polsce, lecz są to półprodukty marki Fruit of the Loom, które w hurcie kosztują od kilku do kilkunastu złotych. Sprawa ta prawdopodobnie nigdy miała nie ujrzeć światła dziennego, ale jakaś klientka otrzymała swój t-shirt w którym zapomniano wyciąć metkę Fruit of The Loom, bo właśnie w taki sposób odbywała się ich „produkcja” – kupowano gotową koszulkę wyprodukowaną prawdopodobnie w Afryce, a w Polsce jedynie dodawano nadruk, nową metkę, efekt sprania i postarzania. Po takich zabiegach cena rosła kilkunastokrotnie.
W internecie zawrzało, ponieważ klienci marki poczuli się oszukani. No bo jak to, marka szeroko komunikuje, że wszystko produkują w Polsce, a okazuje się, że to tani t-shirt z podmienioną metką. Oburzenie bardzo zasadne, ale czy to co zrobiła marka było nielegalne? Niestety nie. Prawo mówi, że „towar, w produkcję którego zaangażowany jest więcej niż jeden kraj, jest uznawany za pochodzący z kraju, w którym został poddany ostatniej istotnej, ekonomicznie uzasadnionej obróbce lub przetworzeniu, które spowodowało wytworzenie nowego produktu lub stanowiło istotny etap wytwarzania w przedsiębiorstwie przystosowanym do tego celu”.
Co to oznacza? Jeśli marka Veclaim kupuje t-shirt, który wytworzono np. w Bangladeszu, ale w Polsce go farbuje, postarza, dodaje nadruk, to może go oznaczać Made in Poland/Wyprodukowano w Polsce. Prawo na to pozwala, a poza tym bardzo trudno jest udowodnić, że wspomniane procesy nie były „istotnym ekonomicznie przetworzeniem”. A w ogóle dlaczego o tym piszę tu, czyli na blogu zajmującym się modą męską? Bo niestety jest to też praktykowane przez marki męskie.
Warto podkreślić, że przepis który pozwala na użycie oznaczenia Made in… obowiązuje w całej Unii Europejskiej i takie przypadki są na porządku dziennym nie tylko u nas. Pracownik jednej z polskich firm kaletniczych opisywał mi przypadek gdzie jego fabryka produkowała od A do Z luksusowe torby skórzane dla znanej zachodniej marki i od razu dostawały metkę Made in Italy, bo to ten kraj jest synonimem luksusu, prestiżu i jakości. Metka „Made in Poland” w przypadku tej branży byłaby za mało prestiżowa. I tylko o to chodzi, bo przecież gdyby jakość tej polskiej fabryki budziła wątpliwości, to nie dostaliby tego zlecenia. Takich przykładów można mnożyć wiele, bo polskie firmy są bardzo cenionym podwykonawcą dla wielu marek z wysokiej półki.
Przyznacie, że to trochę irracjonalne, no ale tak działa marketing. Klient coraz rzadziej kupuje produkt o konkretnych cechach mierzalnych, lecz opowieść, otoczkę, prestiż, a czasem także iluzję. Tak samo było z tymi nieszczęsnymi t-shirtami Veclaim. Dopóki afera nie wyszła na jaw, to klientki nie miały zastrzeżeń do jakości i chętnie płaciły za nie 200-240 zł. Dopiero gdy okazało się, że to tanie półprodukty z odprutą metką, to czar prysł i pojawiła się uzasadniona wściekłość. Ale tu wcale nie chodziło o to, że nie był to w stu procentach produkt polski (badania pokazują, że konsumenci znacznie wyżej stawiają inne cechy: wygląd, wygoda, cena, marka, prestiż, jakość), lecz to, że klienci zostali oszukani. Bo zaufanie buduje się latami, ale czasem traci się je w jeden dzień, więc mam nadzieję, że ten przypadek będzie też nauczką dla innych firm.
Szczerze? To o czym napisałeś, to moim zdaniem nieuczciwy zabieg, ale ja przy zakupie t-shirta nie kieruję się krajem produkcji. Ma mi się podobać, być dobry jakościowo i mieć adekwatną cenę. Czasami po roku przypadkiem odkrywam, że wyprodukowano go na Mauritiusie.
Wielu klientów nie kieruje się krajem produkcji i absolutnie nie ma w tym nic złego.
Złe jest to, że marka wprowadza w błąd swoich klientów. Jestem przekonany,że nie byłoby tej afery gdyby była jasna informacja o pochodzeniu tych koszulek z adnotacją, że wykańczane są w Polsce.
Oczywiście, masz rację. Dodałbym jeszcze stereotypy. Pierwszy – Made in Italy, Spain, Portugal… Każdy kto był na przykład we Włoszech (a ja kocham ten kraj) wie, że oprócz odzieży o kosmicznej wręcz jakości, są tam produkowane tony badziewia. Ale jak widać najlepsi zapracowali na markę. Drugi – politycznej poprawności. Dotyczy to produktów made in third world. Dla wielu to synonim złej jakości, wyzysku, łamania praw itd. Nie lekceważę tych problemów, są to tematy niełatwe, ale nie rozumiem ludzi (a osobiście znam takich), którzy bojkotują odzież wyprodukowaną w Bangladeszu. Komu ten bojkot służy?
Rzeczywiście, często nieświadomie kierujemy się mitami np. „Made in China to szajs”, a jest tam dużo bardzo dobrych fabryk, które produkują odzież wysokiej jakości (np. Suitsupply). Co więcej, Chińczycy stają się też coraz mocniejszym graczem na rynku tkaninowym, bo mają nowocześniejsze parki maszynowe niż Włosi i szybko się uczą (zresztą często zatrudniają Włochów jako technologów).
To w ogóle ciekawy przypadek, który przypomina mi schemat działania neapolitańskiej mafii (Camorra), który opisał Roberto Saviano w książce „Gomorra”. Otóż, wielkie, ekskluzywne włoskie domy mody, których nazw nie będę przytaczał, ogłaszając „przetargi” na szycie swoich projektów robiły to na specjalnych, nieformalnych spotkaniach. W Neapolu zapraszani na nie byli zazwyczaj reprezentacji małych, nielegalnych szwalni, w których pracowało po kilka, kilkanaście osób. Jakość ich usług była wysoka, a dzięki pracy na czarno także tania. Był to kompromis między tańszą, ale i marną jakościowo produkcją chińską, a profesjonalną ale i drogą produkcją legalną. Na „przetargach” pojawiali się zazwyczaj właściciele, bądź najlepsi krawcy… Czytaj więcej »
Obecnie powszechnym zjawiskiem są także „chińskie miasteczka tekstylne” na obrzeżach dużych miast we Włoszech. Ich właścicielami są Chińczycy i zatrudniają tam swoich rodaków. Produkty, które szyją mają oczywiście metkę „Made in Italy”.
Warto dodać, że mając do wyboru Włochy czy Afrykę, częściej wybierzemy produkt z Włoch. A prawda jest taka, że…zarówno w Europie czy gdziekolwiek indziej pracownikiem fabryki najczęściej jest i tak mieszkaniec „trzeciego świata”. Dokładnie jak masa produktów „made in Poland” wykonana przez…Ukraińców.
Metka Made in X to jedno, na stronie jeszcze były opisy jak to wszystko robią w Polsce :D
Dokładnie. Marka ogłaszała na prawo i lewo, że szyje swoją odzież w Polsce. To była znaczna część ich strategii marketingowej i otoczki, jaką budowali wokół swoich produktów.
Żyjemy w czasach wzmożonego zadęcia patriotycznego. Ot i efekty.
A może ludzie chcą wspierać swoich sąsiadów? Może pracują na Polskim rynku pracy i od kondycji Polskiej gospodarki zależą ich zarobki? Kolega chyba wciąga nosem Gazetę Wyborczą .
Kupuję polski chleb, warzywa, owoce (chyba, że nie rosną w Polsce), polskie wędliny i mięso (niestety, znowu zdarzają się wyjątki), ryby od polskich rybaków, polskie meble, polską lodówkę i pralkę (chyba nie do końca polskie, niestety), polskie marynarki (z włoskiej tkaniny, niestety), ale żebym musiał kupić polski t-shirt, to już przesadzasz.
Kuba, eksport Polski w ubiegłym roku wyniósł 236 mld euro, stanowiąc około 45 % w stosunku do PKB. Chciałbyś, żeby wszyscy na świecie przyjęli Twój punkt widzenia? Pomyślałeś jak wyglądał by polski rynek pracy?
Wyglądałby, oczywiście.
Cóż za bezsensowny komentarz!! Ludzie płacą krocie za kawę z odchodów i ktoś kto bierze te krocie za taką kawę, a po kryjomu sprzedaje normalną arabikę SHG DP z krzaka jest zwykłym oszustem, niezależnie od tego, czy ta wydłubana z kupy jest rzeczywiście lepsza i czy obserwator X wypiłby taki napój i czy go ceni, czy nie.
O ile do hasła „Made in Poland” prawnie nie można się przyczepić, bo jak piszesz jest to legalne, to już informacja, że zostało „uszyte w Polsce” chyba jednak pod to nie podchodzi. A tak właśnie było to przedstawiane przez Jess. Zarówno na stronie firmy w zakładce O nas (jeszcze do piątku rano ) było napisane, że WSZYSTKIE rzeczy są SZYTE w Polsce, jak i w wywiadach/stories było to podkreślane. Ponadto, kiedy zaczęła się pandemia, Jess na stories opowiadała, że rezygnują z szycia kolekcji sukienek, za to wprowadzają (bardziej na czasie) dresy i t-shirty, aby prowadzić ciągłość produkcji, żeby szwalnie dalej… Czytaj więcej »
No i Panna Jess zaraz będzie miała UOKiK na głowie za nieuczciwą praktykę rynkową – i słusznie.
Podobno już się tym zajmują:
https://natemat.pl/309921,afera-metkowa-z-jessica-mercedes-uokik-bierze-pod-lupe-marke-veclaim
Czyli tshirt frut of the lumpex nagle zyskiwał na wartości tysiąc krotnie dzięki sprytnemu zabiegowi zmiany metki… po prostu vanity fair…
Nie jestem w stanie ogarnąć po co pracować 2h aby kupić taki tshirt zamiast kupić frut of the lumpex za 6 minut a resztę czasu odpocząć…
Żeby było zabawniej fotl potrafi robić naprawdę dobrej jakości t-shirty.
Dziękuję że i tym piszesz Michale. Takie przypadki trzeba nagłaśniać i piętnować w tym środowisku opartym o zaufanie i wartości
W dobie nadprodukcji i nadpodaży sztuką robi się manipulacja klientami, żeby tak im namieszać w głowach, aby coś kupili, choć wcale tego nie chcą. Często ostatnio wykorzystuje się metody ideologiczne, np. „na patriotę” (popieraj swoich), „na litość” (im więcej kupisz tym bardziej wspomagasz fundację pomocy X), „na spryciarza” (bądź rezolutny i kup 10 sztuk, a 11. dostaniesz gratis), „na VIPa” (kup u nas, a zostaniesz członkiem ekskluzywnego klubu), „na indywidualistę” (oferta limitowana), itp. To wszystko ….j. A ma wyłącznie jeden cel – zysk. Trzeba się na to po prostu uodpornić i mieć własne zasady zakupowe. A przede wszystkim nie ulegać… Czytaj więcej »
Takim ludziom trzeba pisać na lodówce, że się do niej wchodzi, bo inaczej by to zrobili
Minister Jaki wskazuje mrvintage jako osobę, na której się wzorował, dobierając swoje ubranie. Naprawdę? Dobrze się odział?
Tym razem kiepsko.
A nawet bardzo kiepsko. Idealny przykład do tematu „jak nie ubierać się”.
Cytat („towar, w produkcję którego zaangażowany jest więcej niż jeden kraj, jest uznawany za pochodzący z kraju, w którym został poddany ostatniej istotnej, ekonomicznie uzasadnionej obróbce lub przetworzeniu, które spowodowało wytworzenie nowego produktu lub stanowiło istotny etap wytwarzania w przedsiębiorstwie przystosowanym do tego celu”) pochodzi z kodeksu celnego UE i nie ma nic wspólnego — nie uchyla odpowiedzialności — za czyn nieuczciwej konkurencji, wprowadzanie w błąd konsumentów, etc.,etc.
Zgadza się. Ja piszę o tym kiedy można użyć takiego oznaczenia.
Żeby za bawełniany T-shirt płacić 240 zł, trzeba mieć spora dozę ekstrawagancji, niemniej kto bogatemu zabroni:).
Jeszcze drobna uwaga, Panie Redaktorze:
>>>zapis który pozwala na użycie…
Przepis, nie zapis, zapisy są w testamencie, ot drobnostka:).
Dzięki.
Są t-shirty za 1200 zł i też są na to klienci.
Dla mnie max. to 150 zł, i musi być jakość porównywalna z Red Is Bad, niemniej nie jestem celebrytą tylko szarym człowiekiem:).
Przepisy dotyczące „Made in …” rzeczywiście pozostawiają pewne pole do nadużyć, a w dobie globalizacji (którą ponoć pandemia ma cofnąć) i tzw. łańcuchów wartości sprecyzowanie miejsca produkcji może nie być jednoznaczne.
Niemniej w przypadku T-shirtu wytworzonego w Bangladeszu wskazanym miejscem produkcji powinien być Bangladesz imo.
No niestety tak nie jest. Idealnie byłoby gdyby każda marka musiała na metce dokładnie opisać taki łańcuch dostaw, np:
– tkanina 100% wełna – wyprodukowana we Włoszech,
– marynarka uszyta w Polsce
– podszewka 100% wiskoza – wyprodukowana w Indiach,
itd.
Wiesz Michał, dla mnie ta geografia ekonomiczna na metkach jest w sumie zbędna. Jak kupujesz marynarkę, to liczy się przede wszystkim: a) producent marynarki, b) producent tkaniny, c) z czego wykonane są dodatki. Na przykład: a)SuSu (może być Lancerto, Bytom, żeby nie być posądzonym o snobizm), b) VBC, Angelico, Ferla itd. c) guziki z masy rogowej. Kupujesz okulary, producentem jest Luxottica czy Marcolin i masz gwarancję wysokiej jakości.
Coś takiego to robi chyba tylko Asket.
Znowu reklama Red is Bad. Kiedyś dostałem na z jakiejś okazji t-shirt Red is Bad. Nawet spać w tym się nie dało bo niewygodne. Jakość to ma t-shirt intimissimi z bawełny supima. Cena 69 zł, w multibuy jeszcze taniej. Nic się nie mechacu, nie deformuje po praniu, nie traci koloru, świetnie oddycha.
No właśnie przymierzam się do tych Intimissimi, muszę obejrzeć przy okazji jak będę w galerii.
Red is bad to śmieci dla nazistów.
Odzież patriotyczna… Taki patriotyzm ksenofobiczny, a właściwie nacjonalizm. Taki wygolony, z grubym karkiem. Ktoś, kto był kiedyś w Danii wie jak pięknie można wyrażać miłość do swojej ojczyzny. Na każdym kroku flagi, prawie na każdej posesji. Wtykają te flagi w ciastka, sery. Wszystko to z uśmiechem na twarzy, sympatycznie, bez fanfaronady i zadęcia.
Ale Red is Bad to chyba nie jest dobra jakość. Syn ma kilka koszulek i moim zdaniem ta bawełna jest sztywna. Strasznie się gniotą w praniu. Natomiast Tatuum wedlug mnie ma fajną bawełnę, z której szyją tshirty.
Jak mają przeceny można je kupić za grosze typu 30zł
Dzizas! Jakiej firmy t-shirty tyle kosztują?
Michał, ciekawy temat to także plagiaty w modzie, praktyka stosowana głównie przez niektóre sieciówki. Wytaczane procesy, na ogół przegrywane przez pozwanych, koszty odszkodowań kalkulowane w cenach… Samo rozstrzygnięcie, co jest plagiatem, a co inspiracją… Może kiedyś jakiś wpis?
Jak jest to zgodne z prawem to w czym kłopot. Różne marki robią podobnie także w innych branżach.
Konkretnie w tym: https://www.youtube.com/watch?v=iTzgAXH6raQ . Także w opisach na stronie było kwieciście opisane, że rzeczy są całkowicie szyte w Polsce. Oraz z pokrętnym „oświadczeniu”, w którym Jessica nie przeprasza za to, co zrobiła, ale przeprasza tych, którzy „poczuli się dotknięci”.
No to Dżesice stopniała klientela…
Fajnie się żyje w późnym kapitaliźmie, tak nie za ludzko.
Słyszelismy- dandycore film wrzucili niedawno…
Panie Michale nawiązując do Pana najnowszego Instastory; decyzję odmowną w kwestii mikropożyczki otrzymał Pan w postaci pisma? też czekam już 3 tydzień i nawet nie wiem, gdzie można sprawdzić status rozpatrywania wniosku…
Tak, na skrzynkę elektroniczną.
Potwierdzam. Coś te tarcze, delikatnie mówiąc, średniej jakości. Oby tylko suweren nie dobył miecza.
Wystarczy trzymać się prostej zasady. Nigdy nie ufać osobie o imieniu Dżesika, Brajan itp.
Pozdrawiam cieplutko,
Dżastin
Dżesika Mercedes! Ktoś kupuje szmaty sprzedawane z gigantycznym przebiciem od influencerki, a potem jest wściekły, że niepolskie. Kuriozalne.
Ale to jest smutne.
Nie żal mi tych oszukanych ludzi ani trochę. Bardzo dobrze. Może uderzy to trochę w pseudowysokomarzowa produkcję
A warto wyjasnic geneze tego europejskiego przepisu. A wiec Pani Kanclerzowa, a raczej Nas zachodni sasiad, mocno lobbowal zeby wlasnie tak bylo. Produkty Made in China brzmia zle na niemieckich markach, zas Made in Germany, to marka sama w sobie. Niemiecka (chinska) jakosc ponad wszystko!
„mam nadzieję, że ten przypadek będzie też nauczką dla innych firm.”
Nie bedzie.
https://avanti24.pl/newsy/7,164772,25982141,kolejna-afera-z-polska-marka-bizuteria-wishbone-to-gotowce.html
Cześć, jako, że siedzę w branży od ponad dekady, podrzucam kilka informacji: – wyjaśnieniem kwestii ?made in? względem konsumentów miało się zająć Rozporządzenie w Sprawie Produktów Konsumpcyjnych, ale nigdy nie weszło ono w życie. Jak dotąd kwestia ta nie jest uregulowana prawnie ? tz. nie ma obowiązujących ?przepisów? ?made in?, – do wyrobów tekstylnych względem konsumentów na chwilę obecną stosuje się jedynie Rozporządzenie UE 1007-2011 i nie wymaga ono podawania kraju pochodzenia, ani tym bardziej nie określa ono reguł pochodzenia, – zapis, który przytaczasz (o ostatniej istotnej obróbce itd.) dotyczy reguł pochodzenia stosowanych do ustalenia stawki celnej (przede wszystkim w… Czytaj więcej »
A mnie nurtuje jedno pytanie: czy są jakiekolwiek powody (prawne, PR-owe, związane z ochroną prywatności, albo po prostu logiczne, które w tym momencie nie przychodzą mi do głowy), żeby podać nazwę i/lub lokację szwalni, z którą firma współpracuje? Jak o tym myślę, to widzę same pozytywy: klient wie, że Made in Poland nie zostało wysane z palca (albo przynajmniej, że producent musiał ssać mocniej ;)), producent też ma coś konkretnego do pokazania, a szwalnia też zyskuje renomę. Ktoś wie, dlaczego się tego nie robi? Albo czy się robi tylko ja nie wiem? I jak tak, to kto szyje i dla… Czytaj więcej »
Czasem robią tak mniejsze szwalnie, które sprzedają swoje wyroby bezpośrednio konsumentom. Produkty tego rodzaju znajdziesz min. w Ptak Fashion City pod Łodzią.
Ale jeśli chodzi o znane marki fast-fashion, to jest przynajmniej kilkanaście powodów, żeby tego nie robić. Jeden z nich jest taki, że dane dostawców (czyli min. szwalni) stanowią tajemnicę handlową. To są na tyle cenne informacje, że często nie dzielą się nimi nawet poszczególne zespoły produktowe w obrębie jednej marki.
Jest to dość istotna tajemnica handlowa. Chodzi o to by konkurencja (lub przyszła konkurencja) nie dowiedziała się gdzie dany produkt jest produkowany. Chodzi też o to, by nie było takich sytuacji, że klient detaliczny zgłosi się do danej szwalni z propozycją zakupu np. pięciu koszul po cenie hurtowej. Oczywiście nie każda szwalnia się na to zgodzi, ale wiele na pewno ma taką możliwość.
Podobnie wygląda sytuacja z zegarkami „swiss made”. Wiele firm decyduje się na zamawianie wszystkich komponentów w chinach, a następnie składa je się w szwajcarii. Wychodzi tanio i w jakimś procencie cały proces odbywa się na terenie szwajcarii, co umożliwia opisanie produktów jako lokalne rzemiosło. Proceder znany od lat i dla radykałów, raczej nie do zaakceptowania.
Sytuacja z zegarkami ma się zgoła odmiennie.
Możliwość umieszczenia oznaczenia „SWISS MADE” jest bardzo szczegółowo określona i nie ma takiej możliwości by, jak napisałeś złożyć zegarek z chińskich części i nadać znak SWISS MADE.
Szczegółowy opis można znaleźć pod linkiem:
https://www.swiss.com.pl/blog/post/zegarki-swiss-made-co-to-znaczy-w-praktyce
To samo dotyczy zegarków swiss made niestety. Tych z niższej półki.
Nawet jak koszulka jest szyta w Polsce, to z materiału, który z Polski nie pochodzi. Tak więc made in Poland samo w sobie nie jest oszustwem, prawo uzasadnia taki napis i to konsument powinien mieć świadomość, że bawełna w Polsce nie rośnie. Podobnie pisanie made in Bangladesh – z tego powodu, że tam były szyte koszulki a postarzane, drukowane i brandowane w Polsce – byłoby też nieprawdą.
Ale już ściema, że coś jest szyte w Polsce, kiedy przeszywana jest tylko metka – to zwykłe oszustwo i przekraczanie i tak już naciągniętych prawnych norm.