Nie wiem czy wiecie, ale nasz rynek odzieżowo-obuwniczy zdominowany jest przez polskie marki. Przy okazji jednego z najpopularniejszych wpisów w historii bloga („50 polskich marek, które powinieneś znać”), pisałem, że poza wyjątkami w kilku kategoriach (np. obuwie sportowe), nasze marki z powodzeniem walczą z wielkimi światowymi gigantami, a wiele z nich ma pozycje dominujące na rynku (np. obuwie budżetowe, garnitury, biżuteria). Ale są też marki, które kiedyś były na szczycie, a dzisiaj ich już nie ma. Postanowiłem przypomnieć te najciekawsze historie firm, które splajtowały lub decyzją właścicieli zostały zlikwidowane. Ciekawe czy jeszcze je pamiętacie…
SUNSET SUITS
Ach, co to była za marka… Każdy ich znał, każdy chciał nosić ich garnitury. Symbol elegancji lat 90. Byli dostępni w dużych i małych miastach, byli w telewizji… Bardzo przyzwoita jakość, choć wiele osób kojarzy ich z poliestrowymi garniturami (te pojawiły się później). Sunset Suits był jakimś powiewem świeżości po smutnych latach komunizmu. Ich kolekcje wyróżniały się na tle dość konserwatywnej stylistyki Vistuli i Bytomia. Zresztą pod koniec lat 90 Bytom i Vistula były w bardzo trudnej sytuacji finansowej i zaglądało im widmo bankructwa. To Sunset Suits był wtedy królem rodzimego rynku garniturów.
Ich dużym plusem było też to, że każdy sklep firmowy miał na zapleczu maszynę do szycia i poprawki krawieckie były wykonywane od ręki. Trochę mi tego brakuje w popularnych sklepach z garniturami, które działają obecnie w galeriach handlowych. Myślę, że byłby to bardzo istotny argument sprzedażowy dla mężczyzn – kupić coś i od ręki dopasować, bez konieczności jeżdżenia do krawca. Faceci lubią taki szybki serwis. Co ciekawe, poprawki krawieckie w trybie ekspresowym ma w swoich wszystkich salonach holenderska marka Suitsupply i jest to bardzo wysoko oceniane przez klientów.
Sunset Suits w czasach świetności zatrudniał blisko trzy tysiące osób. Pod koniec lat 90. z linii produkcyjnej schodziło dwa tysiące garniturów dziennie. Jak to się stało, że tak potężna firma upadła? W jednym z wywiadów założyciel marki mówił, że w kłopoty wpędziła go strategia zakładająca samowystarczalność. Sunset Suits miał sam robić wszystko: produkować tkaniny, szyć garnitury, sprzedawać je we własnych sklepach, a nawet produkować meble sklepowe. W tamtych czasach rynek odzieżowy już odchodził od takiego modelu biznesowego, bo były to ogromne koszty stałe i inwestycyjne dla firm. To położyło jego firmę, upadłość ogłoszono w roku 2012. Tutaj możecie zobaczyć fotoreportaż z opuszczonej fabryki Sunset Suits.
W zeszłym roku pojawiła się w mediach informacja, że Sunset Suits powróci na polski rynek. Okazało się, że prawa do znaku towarowego kupili właściciele marki Giacomo Conti, którzy postanowili wykorzystać jej potencjał i dołączyć do swojego portfolio kolejną markę. Pierwsze produkty z logo Sunset Suits miały się pojawić jesienią 2020 roku, ale przypuszczam, że epidemia mocno pokrzyżowała te plany. Jakiś czas temu linkowałem tu wywiad z założycielem Giacomo Conti, który mówił o trudnej sytuacji finansowej jego firmy, więc w najbliższym czasie chyba jednak nie zobaczymy reaktywacji Sunset Suits.
AMERICANOS
Gdy po roku 1989 zaczęły do Polski oficjalnie wchodzić duże, międzynarodowe marki odzieżowe, to wydawało się, że polskie firmy nie mają szans w tym starciu, bo przecież Polacy byli spragnieni produktów zagranicznych. Tymczasem okazało się, że przez wiele lat równą walkę z takimi gigantami jak Levi’s, Lee czy Wrangler toczyła marka założona przez Andrzeja Pacanowskiego – Americanos. Historia tej marki zaczęła się na przełomie lat 80. i 90. Andrzej Pacanowski otworzył wtedy mały sklepik z odzieżą importowaną przy warszawskim Dworcu Centralnym. Później pojawiły się własne spodnie z logo Americanos. Ciekawa jest historia tej nazwy, bo „zapożyczono” ją z hitu z lat 80. w wykonaniu Holly Johnsona.
Americanos z powodzeniem konkurował z amerykańskimi gigantami. Była to marka bardzo wyrazista, która już w latach 90. zaskakiwała odważnymi kampaniami reklamowymi oraz innowacyjnymi produktami (np. dwustronne dżinsy). Jeden z najbardziej znanych sloganów w historii współczesnej reklamy branży odzieżowej, to „Wyzwanie to ubranie”. Było to hasło promujące Americanosa w latach 90. Zobaczcie koniecznie ich spoty reklamowe z tego okresu – tu.
Przez ponad dwadzieścia lat marka radziła sobie bardzo dobrze, miała szeroką sieć dystrybucji. Gorsze czasy przyszły kilka lat temu. Mam wrażenie, że Americanos przespał czas, gdy trzeba było się skupić nie tylko na produkcie i sklepach stacjonarnych, ale także na internecie (głównie social mediach i sklepie online). Marka zniknęła z rynku w roku 2017, choć niedawno czytałem, że jest szansa na jej powrót. Podobno prawa do znaku towarowego chce kupić grupa CCC, która nie tak dawno kupiła także Rage Age.
LETTFIELD
Marka Lettfield należała do Wólczanki, jeszcze zanim ta firma połączyła się z Vistulą. Stworzoną ją po to, by do sklepów Wólczanki wprowadzić inny asortyment niż tylko koszule (np. marynarki, garnitury, płaszcze). Jeszcze wtedy było takie myślenie, że skoro przez wiele lat Wólczanka produkowała tylko koszule, to ich logotypem nie powinno się oznaczać innego asortymentu. Dzisiaj wydaje się to dziwne, ale wtedy wiele marek tak robiło (np. w sklepach Bytomia sprzedawano koszule Otto Hauptman, skarpety Wola, płaszcze Warmia).
Jeśli dobrze pamiętam, to po połączeniu Vistuli i Wólczanki, marka Lettfield została dość szybko zlikwidowana, wprowadzając na jej miejsce linię Vistula Red, która była kontynuacją awandardowej stylistyki Lettfielda. W mojej szafie jest jeszcze płaszcz tej marki i bardzo go lubię.
REPORTER
Jedna z najbardziej znanych marek lat 90. i początku tego wieku. Przyznam szczerze, że ja przez wiele lat myślałem, że to zagraniczny brand. Reporter rozpoczął swoją działalność w roku 1994 i przez wiele lat nieźle sobie radził, działając w segmencie mody casualowej.
W roku 2009 firma ogłosiła upadłość, zamknięto jej salony i zaprzestano normalnej działalności. Próbę wskrzeszenia Reportera podjął w roku 2011 Krzysztof Bajołek, doświadczony przedsiębiorca z branży odzieżowej, który był współzałożycielem znanej krakowskiej spółki Artman, która stworzyła markę House (początkowo funkcjonująca jako House Of Colours) i Mohito.
W roku 2009 Artman został wykupiony przez spółkę LPP (właściciela Reserved) za kwotę blisko 400 mln zł. Po dwuletniej karencji, która była wpisana w umowie z LPP, Krzysztof Bajołek postanowił oficjalnie wrócić do do biznesu odzieżowego i stworzył sklep internetowy answear.com. Mniej więcej w tym samym czasie wykupił także od syndyka prawa do marki Reporter. Wkrótce pojawiło się nowe logo, nowy wystrój sklepów, kolekcje były przemyślane, spójne i zgodne z aktualnymi trendami. Dwa lata później okazało się, że w tej transakcji prawdopodobnie nie chodziło o ratowanie marki, lecz przejęcie kilkudziesięciu atrakcyjnych lokalizacji w centrach handlowych, bowiem 30 sierpnia 2013 roku większość salonów Reportera zostało przekształconych w salony medicine. Tak narodziła się nowa marka, a produkty z logo Reporter były stopniowo wycofywane ze sprzedaży.
PRÓCHNIK
W dzisiejszym zestawieniu nie mogło zabraknął Próchnika – jednej z najbardziej rozpoznawalnych polskich marek odzieżowych, która niestety zakończyła swoją działalność w roku 2018, a zaczęła… w 1948 roku, więc to kawał historii polskiego sektora odzieżowego. Firma ta przez wiele dekad specjalizowała się w męskich płaszczach i kurtkach. Ostatnio udało mi się kupić katalog płaszczy Próchnika z roku 1960 i rzeczywiście były to udane i bardzo męskie fasony, które nie zestarzały się mimo upływu lat.
W latach 70. Próchnik był największym polskim producentem okryć wierzchnich (mieli kilka zakładów produkcyjnych) i tak było aż do lat 90, gdy do Polski zaczęły wchodzić zachodnie marki. Wiele polskich firm nie miało pomysłu na rywalizację z nimi, skupiali się wyłącznie na produkcie, który nadal był dobry jakościowo, ale brakowało mu otoczki, która w tej branży jest niezbędna. Próchnik nadal chciał sprzedawać dobre płaszcze, a nie modę i styl. Moim zdaniem za późno zrozumieli, że z samych płaszczy nie będę w stanie się utrzymać. Później co prawda pojawił się asortyment komplementarny, ale był już za późno, rynek tego nie kupił. Było to słabe, nijakie. Tak zaczęły się kłopoty, które niemal doprowadziły do bankructwa.
Markę postanowił uratować Rafał Bauer (były prezes Wólczanki i Vistuli), który w roku 2013 wykupił pakiet większościowy akcji Próchnika i dość szybko wdrożył plan odbudowy potęgi tej marki.
Początkowo wszystko wskazywało na to, że idzie to w dobrym kierunku (ciekawe kolekcje autorstwa Rafała Czapula, spektakularne kampanie zdjęciowe, nowe salony sprzedaży), ale po kilku latach coś siadło. Nastąpiła kumulacja błędów, która ostatecznie doprowadziła do zmian w akcjonariacie i bankructwa. Czy Próchnik jeszcze powróci? Myślę, że tak, bo jest to bardzo mocna i rozpoznawalna marka, która nadal ma duży potencjał.
RAVEL
Ta krakowska marka powstała na przełomie lat 80 i 90. W ciągu kilkunastu lat zbudowali szeroką sieć sprzedaży i rozpoznawalność. W mojej ocenie była to marka, która niczym specjalnym się nie wyróżniała, choć przypominam sobie pewną współpracę, która w tamtych czasach była bardzo pionierskim projektem na rodzimym rynku. Chodzi o sytuację w której popularna marka zaprasza do stworzenia limitowanej kolekcji znanego projektanta. Dzisiaj takie współprace są bardzo popularne, ale kilkanaście lat temu to była kompletna nowość na naszym rynku.
W roku 2004 Ravel zaprezentował kolekcję stworzoną z Arkadiusem – polskim projektantem, który w tamtym czasie był bardzo wyrazistą i rozpoznawalną postacią na rodzimym rynku modowym. Nie było to może nic wielkiego (ubrania przyozdobione nadrukami twarzy Arkadiusa, wzorowanymi na słynnych pop-artowych portretach Andy’ego Warhola), ale głośno było o tej kolekcji.
Ravel radził sobie całkiem nieźle do czasu aż dynamicznie nie zaczęli się rozwijać na polskim rynku najwięksi konkurenci z tej półki cenowej, czyli H&M, Reserved, Top Secret, Cropp, House, Cubus. Marki te zaczęły wchodzić do średnich i małych miast, a także do mniejszych galerii handlowych, a to właśnie te miejsca były głównym rynkiem Ravela. W wyniku problemów finansowych, marka ta ogłosiła upadłość w roku 2013.
WARMIA
Kętrzyńska Warmia ogłosiła upadłość w roku 2019. Specjalizowali się w krawiectwie cięższym, czyli głównie płaszczach i kurtkach z tkanin wełnianych. Można je było kupić w całej Polsce, gdy jeszcze nie było galerii handlowych i marek sieciowych. W latach świetności firma ta zatrudniała nawet tysiąc osób. O jakości ich produktów może świadczyć fakt, że Warmia od lat szyła płaszcze dla takich marek jak Hugo Boss, Bugatti, Eduard Dressler, Burberry, Daks. Zamówienia zagraniczne stanowiły 70% produkcji. Jeśli chodzi o polskie firmy, to byli podwykonawcą między innymi Vistuli i Bytomia.
Warmia była zatem przede wszystkim szwalnią, a to niestety nie gwarantuje wysokiej marży. Jak wiele polskich firm odzieżowych wywodzących się z poprzedniego ustroju, Warmia również przespała okres w którym trzeba było postawić na własną markę i rozwój innych linii produktowych. Czyli po prostu stać się marką modową, a nie firmą produkującą płaszcze. Niestety Warmia nie miała tak mocnej marki jak Vistula, Bytom czy Próchnik, więc chyba nikt nawet o tym nie myślał. Co ciekawe, do roku 2013 Zakłady Przemysłu Odzieżowego Warmia były spółką państwową i to może uzasadniać tak archaiczne podejście i słabe zarządzanie. Prywatyzacja spółki była bardzo kontrowersyjna i niestety jak pokazał czas – nieskuteczna.
TALLINDER
Tallinder miał być takim polskim Massimo Dutti, czyli droższą i bardziej elegancką marką popularnej sieciówki. W przypadku przywołanego Massimo, właścicielem jest hiszpański Inditex/Zara, a u nas była to spółka LPP do której należy marka Reserved. W realizację tego projektu zaangażowano duże środki i zasoby ludzkie, ale nie udało się. Marka została zlikwidowana zaledwie po kilku miesiącach działalności, a wiązano z nią duże nadzieje. W tym czasie udało się otworzyć osiem salonów firmowych i wypuścić dwie kolekcje. W komunikacie prasowym można było przeczytać, że „Osiągane wyniki finansowe tej marki były znacząco poniżej przyjętego budżetu. Poziom sprzedaży okazał się być trzykrotnie niższy od początkowych planów”.
Porażka Tallindera była zaskakująca, bo stała za nią spółka, która dotychczas wszystko za co się brała, zamieniała w złoto i to nie tylko na polskim rynku. Marka Reserved od wielu lat świetnie radzi sobie już nie tylko w Europie Środkowo-Wschodniej, ale także coraz śmielej poczyna sobie w Europie Zachodniej i na Bliskim Wschodzie. LPP przez wiele lat było pewniakiem warszawskiej giełdy, bo niemal zawsze przekraczali założone cele i w ciągu kilkunastu lat zbudowali potężną spółkę, która stała się liderem rodzimego rynku odzieżowego. Szkoda, że Tallinder pojawił się w nie najlepszym momencie dla spółki (koń pociągowy spółki, czyli marka Reserved złapała wtedy zadyszkę) i nie dostał więcej czasu na rozruch, bo moim zdaniem marka ta miała potencjał.
Pamiętacie jeszcze jakieś inne polskie marki, których już nie ma? Tęsknicie za którąś?
PS. Za kilka dni Walentynki. Jeśli szukacie sprawdzonego prezentu dla osób mniej lub bardziej zainteresowanych modą męską, to nieskromnie polecam się z książką „Jak się ubrać”. Do 15 lutego oferujemy darmową dostawę – tu link. Jeśli kupicie książkę teraz, to otrzymacie również darmowy dostęp do czterech webinarów (pierwszy już za kilka dni).
W SS kupiłem garnitur „maturalny” i płaszcz, czarny, reglanowe rękawy, długość do kostek :-)
Bardzo ciekawy, nostalgiczny wpis.
Szkoda Próchnika i Warmii. Kojarzyli mi się z dobrą jakością i klasycznym wzornictwem. Do tego podobają mi się polskie nazwy marek.
Jak już jesteśmy przy wspominkach, to ja pamiętam z połowy lat dziewięćdziesiątych marę Alpinus. Ubrania były głównie ” outdoorowe”, ale firma miała też markę „Alpinus Classic” — weekendowy casual.
A jeszcze z wcześniejszej historii to szkoda mi też trochę Hofflandu. W końcówce PRLu i na początku trzeciej RP to było coś interesującego.
Produkty Alpinusa były niezniszczalne i wiele osób twierdzi, że to było przyczyną kłopotów tej marki. Po prostu klienci za rzadko tam wracali po nowe rzeczy, bo kupione ubrania czy plecaki nie ulegały zużyciu przez wiele lat. Taki paradoks dobrej jakości :)
Marka Alpinus nadal istnieje, ale tam chyba było kilka zmian właścicielskich i z dawnego Alpinusa pozostała tylko nazwa. To już jest zupełnie inna jakość.
Że co? Alpinus też był polski? Przez całe lata żyłem w przekonaniu, że właśnie takie marki jak Alpinus, Americanos, Reporter, Big Star przyszły z zagranicy :)
Big Star przyszedł z zagranicy — tam była taka zabawna wolta, że polski oddział wykupił centralę i ze szwajcarskiej firmy zrobiła się… polska ;-)
Alpinus był ze Świętochłowic, a to chyba Polska :-) Co ciekawe A. na początku praktycznie wszystko robił w Polsce, w Swiętochłowicach właśnie. Po przekształceniach, jak firma nazywała się już Alpin’s cała firma ograniczała się do biurowca – wszysto fizycznie było robione i w dużej mierze projektowane w Chinach. Buty były robione w Czechach.
Buty były robione w Słowenii, ale to tylko dlatego, że Alpinus buty sprzedawał na doczepkę (mieli, żeby mieć).
A zaczynali w Chorzowie (w parku) od produkcji dla niemieckiego VauDe, początkowo nie tylko na polskim rynku sprzedawali z metkami VauDe, ale też produkty były kropka-w-kropkę takie same.
Do Świętochłowic (pięknego „schroniska górskiego”) przenieśli się po paru latach.
To prawda … pamiętam, jak moją pierwszą kurtkę z SympaTex’u kupowałem schodzącą z „maszyny” w Chorzowie …. Kurka przeżyła kilkanaście lat , a potem została rozpruta na wzór :). Potem w Świętochłowicach były szyte na pewno plecaki …
Do tej pory nie mogę odżałować tego że komuś pożyczyłem i zaginął plecak Alpinus Woodpacker 70/75l. Kurtkę z goretexu mam gdzieś do tej pory tylko taka workowata ;)
Mieli podejście do klienta bo w innej suwak wymienili gratis, już po gwarancji. No ale coś za coś…
> Kurtkę z goretexu mam gdzieś do tej pory tylko taka workowata
„M jak Majer”, zawsze mawiałem ;-)
Dokładnie rzecz ujmując w dzielnicy Świętochłowic, Zgodzie.
Na YT jest piękny filmik — jaki to był jubel z okazji otwarcia nowego biura w 1997 r.
Rok temu szukałem krawcowej do uszycia zadaszenia od pergoli, która robiłem. Pani opowiedziała mi jak pracowała w alpinusie. Mówiła, że był to najlepszy zakład w jakim pracowała. Super atmosfera, warunki itd. Ale wszystko się popsuło, gdy założyciel zmarł (jak dobrze pamiętam). On był pasjonatem gór i stąd taki nacisk na jakość. Wiedział, czego oczekuje klient. Po tym jak przejęli kontrolę nad firmą inni członkowie rodziny firma już chyliła się ku upadkowi. Fajnie było posłuchać. To dzięki niej dowiedziałem się że Alpinus był polski. Krawcowa wysokich lotów. Kunsztu i jakości wykonania nauczyła się właśnie tam. Mnie jeszcze brakuje wzmianki o OTL… Czytaj więcej »
Logo (znak towarowy) Alpinusa odkupił Euromark (produkujący pod znakiem Campus) marka miała być takim „Campusem dla bogatych”. Ekipa dawnego Alpinusa krótko pracowała jako Alpin’s, a później jako HiMountain. Niestety, to też się skończyło, ale głównie z powodów losowych.
Aha, dla jasności: Euromark też upadł, dziś już nie ma ani Alpinusa, ani Campusa.
A ten sklep to nie jest kolejne wcielenie Alpinusa?
https://www.alpinus.eu/
Ta spółka powstała niecałe pół roku temu. Alpinus używał początkowo domeny .com później .pl. Ale prawa do znaku „Alpinus” rzeczywiście przysługują M. Mocarskiemu „Marba-Sport” — najwyraźniej wyczekali na wygaśnięcie praw do kilku znaków Euromarku.
Na podwalinach Alpinusa powstala Hi Mountain.
Marka Alpinus to Artus Hajzer, Słoniu, tragicznie zmarły w Himalajach. A sama marka była pancerna i droga jak na lata 90., około 400 zł za polar czy kurtkę. Ale jakość była mega, mam do teraz plecak i śpiwór, mają koło 25 lat, polar też gdzieś zalega.
Nie w Himalajach…
Dokładnie zginął na Gaszerbrum I w Karakorum
No właśnie, to tak jakby pomylić Bieszczady z Beskidami ;-)
Co zdarzyło się p. Gorzkowskiej, która w bazie pod K2 mówiła o wspinaczce w Himalajach lol
Eee, no nie, Bieszczady to część Beskidów, a Karakorum i Himalaje odrębne pasma.
Heh, rzeczywiście (zawsze myślałem, że to odrębne pasmo Karpat). Czuję się ździebko usprawiedliwiony, bo właściwie nigdy nie byłem ;-)
Zgadza się z tą jakością Alpinusa. W 1994 roku zakupiłem kurtkę i spodnie z membraną sympatex (coś poniżej niż gore-tex, który wtedy był absurdalnie drogi, przynajmniej z perspektywy młodego człowieka z maturą) oraz komplet polarowy (kurtka i spodnie) tzw. „600-tka”. Użytkowałem ten komplet bardzo intensywnie przez okres studiów, a po 2000 r. trafił na dno szafy. Dwa lata temu włożyłem go dopiero do pojemnika z używaną odzieżą ostatecznie się tego pozbywając, choć nie miał żadnych mankamentów poza kolorystyką i detalem. Dzisiaj użytkuję podobną odzież włoskiej marki, a niestety już tak trwała czy wręcz niezniszczalna już nie jest, zaś broni się… Czytaj więcej »
Prawda prawdziwa, moja żółta kurtka na GoreTexie z podpinką polarową rocznik 1996 jeszcze chodzi ze mną i nawet nie chce przeciekać jak leje
Ja natomiast słyszałem, że przyczyną kłopotów Alpinusa mogło być „przespanie” momentu, kiedy należało przerzucić produkcję do Chin i obniżyć koszty – co ponoć robiła reszta branży. Zresztą wcale nie byłoby takie proste, bo np. produkcja odzieży z membraną goretex wiąże się z koniecznością poddania się kontroli firmy Gore co do jakości produkcji. A zakładam, że w tamtych czasach ze spełnieniem tych wymogów przy produkcji w Chinach mogłyby być kłopoty. Nota bene Aplinus był jedyną polską firmą, której udało się uzyskać licencję na goretex, takiej licencji HiMountain już nie miała. Z kolei w książce „Droga słonia” pojawia się wątek nieudanej próby… Czytaj więcej »
Oczywiście: „nie było powodów”
A nie było tak że gore wycofało licencję dla Alpinusa?
HiMountain oczywiście miała licencję na Gore-Tex, do dziś mam ich kurtkę (model Latok).
Pamięć mnie zawiodła tylko częściowo, więc kurtek z Gore-Teksem wyprodukowanych przez HiMountain mam dwie — ale licencję na Gore miała też… Warmia. Ślady można jeszcze znaleźć w sieci.
Miala, miała… Z 15 lat wstecz pracowalem w salonie m.in. z Warmią i były kurtki czy plaszcze z Warmii z gore-texem.
Z Alpinusa powstało Hi Mountain, ale i ta firma chyba już padła
Z braży „denimowej” był jeszcze Dallas.
I Viper
Ojej jestem w szoku, że Próchnik już nie istnieje. Musiałam kupować tam koszulę przed samym ich wycofaniem z rynku, a potem po prostu nie miałam potrzeb koszulowych.
Sunset Suits, pamiętam duży salon na UL Piłsudskiego róg Świdnickiej we Wrocławiu często tam zaglądałem …ach wspomnienia ;)
Ale np. Twins, który salonik też miał tuż przy Świdnickiej (przy Ofiar Oświęcimskich)… nadal istnieje! (saloniku nie ma, ale firma ma się ponoć bardzo dobrze).
Oj, miały swój urok te czasy. Tak z trochę innej beczki… W pierwszej połowie lat 90-tych nie było jeszcze marketów spożywczych, było za to mnóstwo sklepów prywatnych, których właściciele sprowadzali najróżniejsze specjały z całego świata (ogórki konserwowe czy musztarda sarepska były „wstydliwym” dodatkiem). Tylu frykasów nie uświadczysz dzisiaj nigdzie. Niestety nie mieli szans, to było takie sondowanie rynku w ciemno. Zresztą, jak mieli przetrwać, skoro dziś zostało tylko wspomnienie po takich sieciach jak Bomi, Alma czy Piotr i Paweł. Trochę zglajchszaltował się ten świat przez te lata.
To ciekawe spostrzeżenie, że nie przetrwały takie sieci jak Bomi, Alma czy Piotr i Paweł. Bo przecież Polacy na potęgę kupują auta premium, marki zegarkowe też nie narzekają, mieszkania ludzie kupują za gotówkę. Czyli generalnie nie brakuje ludzi z kasą, ludzi szukających produktów premium, a sklepy spożywcze z ofertą premium nie poradziły sobie w Polsce.
Jedzeniem które się zje, ciężko zaimponować sąsiadom.
No w sumie racja. Kiedyś takie zdjęcie krążyło w sieci.
Ja zrobiłem niemal dokładnie cztery lata temu bardzo podobne zdjęcie. Biały Bentley na poznańskich rejestracjach pod Lidlem na Obornickiej w Poznaniu. A pamiętam kiedy, bo byłem ze znajomą która powiedziała, że pewnie po pączki w promocji przyjechał (był Tłusty Czwartek) i tak się z tego śmiałem, że musiałem ochłonąć, bo nie byłbym w stanie prowadzić samochodu. Jak widać w Polsce bogactwo”po produktach” redystrybuuje się nierówno i nie jest to przypuszczenie a fakt. Mieszkam na Strzeszynie w Poznaniu, a więc zamożnej dzielnicy, którą prezydent Jaśkowiak usilnie próbuję sprowadzić do parteru, ale samochody typu Maserati czy podobne nie należą do rzadkości. Na… Czytaj więcej »
Sam osobiście spotkałem Rolls’a w Ikei :) Żeby nie robić OT dodam, że miałem kurtkę Alpinusa i jakość była przyzwoita. Nic ponadto. Za to plecak Campus używałem intensywnie kilkanaście lat i dopiero wtedy zamek padł. Mój kolega miał taki sam plecak i podobny „przebieg”
Dlatego teraz zdjęcie potrawy – koniecznie przed rozpoczęciem jedzenia – wrzuca się na insta ;-)
Pewnym ewenementem jest wrocławskie EPI, które od lat 90 istnieje do dzisiaj i jest takim nie sieciowym marketem z dużym wyborem towarów z wyższej półki
Problemy Almy a w konsekwencji jej upadek związane były z przeinwestowaniem właściciela/i w innej branży.
Błąd ten położył całą markę, znaną nam głównie z ich delikatesów spożywczych.
Wielka szkoda z powodu dużej różnorodności produktów tam sprzedawanych.
W Krakowie w każdym razie jedna Alma nadal jest
Ale asortyment już raczej standardowy, wręcz „Leclercowy”, bo właścicielem jest Żarnecki z Nowego Targu.
Alma sprowadzała dużo dobra zza granicy, teraz tego tam nie ma.
To ciekawe spostrzeżenie i jest częścią szerszego zagadnienia, którego nie rozumie wiele osób. a więc – bogaci ludzie są tacy, bo żyją, jakby byli biedni, i oszczędzają gdzie się da. Biedni ludzie są tacy, bo żyją jakby byli, bogaci, i często „szastają” pieniędzmi, biorą kredyty konsumpcyjne na zakup np. wieeeelkiego telewizora itp. Ludzie, którzy weszli w posiadanie dużych pieniędzy nie ciężką praca, ale przypadkiem (na przykład wygrali na loterii) często po kilku latach toną w długach. To powszechnie znany schemat np. Michael Carrol wygrał 10 mln funtów, a dziś jest całkiem spłukany i żyję jak biedak. W USA problem był… Czytaj więcej »
Skoro ma Lexusa, to jednak nie zawsze…
Nie sądzę by ludzie bogaci byli bogaci, bo oszczędzają na jedzeniu. Każdy bogaty wie co to Porsche, Ferrari, Omega czy Rolex, ale wielu z posiadaczy przedmiotów wymienionych marek nie wie co to wołowina Kobe, Dom Perignon, nie odróżnia przegrzebka od ostrygi, a jak słyszy Salvatore Ferragamo, to myśli, że to włoski piosenkarz. I tu jest moim zdaniem pies pogrzebany.
Brak im odpowiedniej świadomości. Wbrew pozorom łatwiej zarobić/zrobić duże pieniądze niż zdobyć odpowiednią świadomość, tym bardziej, że wielu z tych „bogatych” mentalnie żyje w innej epoce niż dzisiejsi ludzie przed 35 rokiem życia.
Poprosze przepis na zarobienie duzych pieniedzy. Odpowiednia świadomosc wygugluje sobie sam. Dziekuje z gory.
Tyle, że Alma czy Piotr i Paweł to nie Porsche a bardziej BMW a może i niżej.
To jedno.
Drugie, to nie da się utrzymać sieci delikatesów sprzedających towar poziomu Ferrari a nawet Porsche.
Ba! Historia pokazała, iż nawet trudno z poziomem BMW.
Jest natomiast miejsce na mniejsze formaty specjalizujące się np. w luksusowej wołowinie na steaki.
Delikatesy muszą sprzedawać „standardowy” towar (każdy potrzebuje coś ze „standardowego koszyka”) i tutaj specjalnie nie mają czym konkurować z takim przykładowym Lidlem… Dużej, „powszechnej” sieci łatwiej wrzucić kilka towarów luksusowych na półkę i nadal wygrywać ceną.
Bozydar, problem nie w tym, czy przywołamy Mercedesa zamiast Porsche, Volvo zamiast Maserati, Mumm zamiast Dom Perignon, premium zamiast lux. W tym przypadku problem w tym, dlaczego to BMW się nie sprzedawało. Jeśli pamiętasz, to ofertą Almy czy Piotra i Pawła w przynajmniej 3/4 był towar „standardowy”. Może i piwo Żywiec czy Cola były trochę droższe niż w Biedronce, ale dla kogoś z zasobnym portfelem nie powinno to stanowić znaczącej różnicy. Sieci te poniosły paradoksalnie porażkę w epoce mody na „dobrą kuchnię”, wysypu czasopism kulinarnych czy kanałów tv poświęconych tej tematyce. Miejsce na mniejsze formaty bywa, ale i te wysepki… Czytaj więcej »
Ależ BMW się sprzedawało póki było tylko w Piotrze i Pawle czy innej Almie.
Problem się zaczął, gdy inni przestali oferować tylko tanią paździerz i zaczęli oferować prawie to samo co w/w.
Sto lat temu jak chciałem kupić szynkę parmeńską czy prawdziwą mozzarelle to miałem do wyboru Piotra i Pawła czy Almę. Polędwica wołowa: też w/w lub jakiś lepszy rzeźnik.
Dzisiaj to normalny towar nawet w „tandetnej” Biedronce.
Dzisiejszy Carrefour czy Auchan mają lepszą ofertę ryb niż Alma czy Piotr i Paweł kiedykolwiek.
Dlatego nie dziwi mnie Bentley pod jakimś marketem.
Ja też kupuję ryby w Auchan, ale takiego wyboru owoców morza jak w Almie tam nie zauważyłem (szczerze mówiąc, w ogóle ich tam nie ma, chyba że w puszce). W tych „upadłych” sieciach, a jeszcze wcześniej w Billi, można było kupić prawdziwe aceto balsamico z Modeny, lokalne oliwy z Toskanii, marynowane tuńczyki z truflami, soki Parmalat (jaki wybór smaków!) -dziś Santal, dżemy Zuegg, salami z Szegedu czy Kalabrii… Dzisiaj można to kupić w necie (w dyskontach nie zauważyłem), a kiedyś było w jednym miejscu. A propos tego Bentleya, to gdzie on ma dzisiaj zaparkować, jak nie pod marketem?
Wszystko prawda.
Tyle, że na tych sokach czy truflach nie da się utrzymać sieci sklepów o takiej powierzchni jak delikatesy.
Z innej beczki: pewna sieć chciała kiedyś znacznie poszerzyć ofertę ryb i owoców morza… sparzyli się okrutnie. To co sprzedaje się w Lizbonie czy w Rzymie niekoniecznie sprzedaje się nawet w Warszawie. Z jednej strony stajemy się bardziej „światowi” ale z drugiej strony nadal trzymamy się naszej lokalnej kuchni a na eksperymenty idziemy do „knajpy”.
Bomi, Alma, Piotr i Paweł: drogie lokalizacje, centra dużych miast, galerie handlowe, wolne tempo otwarć nowych sklepów. Droga logistyka – tysiące referencji produktów wolnorotujących. Do tego produkty znane i popularne np. Ptasie Mleczko Wedla w cenach znacznie wyższych niż w dyskontach typu Lidl, czy Biedronka. Kolejna sprawa to rebranding konkurencji i zwiększenie przez nią udziału w asortymencie produktów premium – oto i cała historia.
Polacy są społeczeństwem tresowanym na „sprytnych konsumentów” ala USA . Wystarczyło że Lidl/Biedronka wprowadziła tygodnie tematyczne a klienci z klasy średniej biegli żeby obkupić się okazyjnie w produkty z gazetki.
PS: ludzie naprawdę bogaci nie jeżdżą do sklepów bo to dla nich strata pieniędzy – wysyłają służbę lub odbierają w domu.
Ciekawy wpis, dobrze się czytało. Mimo pandemii mam jednak nadzieję, że w przyszłym roku nie będzie potrzeby wpisu o kolejnych bankructwach polskich marek.
Ja tam nie jestem taką optymistką. Jak również nie wierzę, że ta pandemia się szybko skończy.
To już swoją drogą. Mam podobne zdanie w kwestii pandemii – długo nie zaznamy nawet namiastki normalności. Jednak mam nadzieję, że firmom mimo wszystko uda się jeszcze jakiś czas „pociągnąć na oszczędnościach”.
Czasy szkoły mi się przypomniały :)
Była jeszcze marka Deep, w latach około 2004 popularna w mojej szkole. Firma Campus , ale z tego co widzę w necie jeszcze można znaleźć te produkty, stacjonarnie to nie widziałem tego już z 10 lat.
Deep to chyba marka sprzedawana na bazarach i nie jestem pewien, czy na pewno była polska. W każdym razie też miałem 2 t-shirty z ich charakterystycznym logo :)
Ubrania „Deep” były sprzedawane w sklepach – np. w Mińsku Mazowieckim był ich sklep firmowy w ramach takiej „mini galerii”. Gdzieś tak w latach 2003-2004 kupiłem tam 2 dobrej jakości swetry ze sporą zawartością wełny (jeden z nich nadal czasami noszę) oraz koszulę (100% dobrej jakości bawełna) w stylu casual, którą także czasami używam do dzisiaj.
Tytuł bym zmienił na ”Niektóre polskie marki….”
Ja sporo rzeczy kupiłem na wyprzedaży po likwidacji Talindera.
Naprawdę dobre jakościowo chinosy, swetry z kaszmiru, żona ma wełnianą tunikę.
Szkoda, że nie dostali szansy…
Jeszcze była tak marka „4you”, ale nie wiem co z nią..
To chyba duńska marka, choć rzeczywiście sporo jej było w Polsce.
Tak, to byli Duńczycy. W Czechach też śmigali. Poziom Cottonfield, którego niestety też już nie ma a szkoda.
Nigdy nie slyszalem o marce Lettfield. Bardzo ladny plaszcz. Z ktorego roku jest to zdjecie ?
Zdjęcie jest z grudnia 2014, ale płaszcz był kupiony w outlecie i to takim, gdzie trafiały bardzo stare kolekcje, więc przypuszczam, że jest z lat 2006-2008.
Americanos zniknął w 2017? Wtedy chyba nastąpiło wykreślenie z KRS, bo sama marka była nieobecna na rynku od bardzo wielu lat. Przynajmniej ja nie kojarzę od mniej więcej 2010 roku, aby gdzieś był sklep Americanos. Reporter to wspomnienia mojego liceum – jaskrawe kolory i odważne fasony przy dość niskich cenach.
Rzeszowski sklep działał na pewno do 2014 roku. Przynajmniej wtedy kończy się ich aktywność na FB https://www.facebook.com/americanosgraffica/
W 1993 roku kupiłem garnitur dwurzędowy na obronę magisterki w Sunset Suit, wówczas to był totalny odlot w porównaniu do innych marek odzieżowych, ale defakto później już nigdy chyba u nich nic nie kupiłem. Dla mnie przygoda z Pruchnikiem zaczeła się jakieś 20 lat temu zakupując kaszmirowy płaszcz, który do tej pory mi służy i nadal wygląda pięknie. Po powrocie na rynek, myślę, że dużym błedem było sprzedawanie ubrań bardzo sztucznych za bardzo wysoką cenę, co odstraszało wielu klientów. Dla mnie bardzo trafioną kolekcją była kolekcja autorska J. Adamskiego z kilkoma innymi blogerami, bardzo ciekawa, szkoda, że nie utrzymali tego… Czytaj więcej »
Po magisterce takie błędy , o rany.
Ciekawy wpis, taki wspominkowy. Z kilkoma markami miałem do czynienia i nie tyle one były dobre, co w ogóle jeszcze te 15 lat temu ogólnie jakość ubrań była znacznie wyższa. Miałem jeansy Americanos w dość nietypowym, jasnobrazowym kolorze. Pamiętam jak znajomi je chwalili. Na studniówce miałem krawat Lettfield kupiony w Domach Centrum. To był mój pierwszy własny jedwabny krawat, a nie pożyczone od ojca. Bardzo szeroki i mocno błyszczący, fioletowy. Mam go w szufladzie do dziś, może kiedyś jego czasy wrócą. Takie były wtedy modne. Do tego czarny garnitur w tenis i wyglądałem jak pan z telewizji ?. Dzisiaj nie… Czytaj więcej »
To prawda, jakość Reserved z tamtych czasów to był bardzo dobry poziom i myślę, że to był jeden z powodów ich sukcesu i szybkiego wzrostu. To była idealna marka dla przeciętnego Polaka. Dość tania, z ciekawym wzornictwem, o bardzo solidnej jakości. Później niestety priorytetem stała się wysoka marża i jakość poleciała mocno w dół.
To tak jak początki H&M — mam dżinsy, nawet nie kojarzę czy kupione już w Polsce (autentycznie nie pamiętam), są nie do zniszczenia, jakość (tkanina, szycie, etc.) jak 501. Noszę dobre 20 lat, teraz już z psem do lasu, a i tak szlag ich nie chce trafić ;-)
Jeszcze nieodżałowany Troll! Kochałam ten sklep jako nastolatka. Tylko nie wiem czy w ogóle była męska linia, chyba nie.
Troll nadal istnieje. Jakieś 10 lat temu przejęła ich grupa Redan, czyli Top Secret i chyba w ich sklepach nadal jest sprzedawana.
Dziękuję za sentymentalny wpis. Większość firm pamiętam. I u większości z nich coś kupiłem.
Dzięki Pana wpisowi dowiedziałem się co stało się z niektórymi markami. O zakończeniu działalności przez Próchnika czy też Warmię słyszałem. Ale np. Americanos zniknął … tak jakoś po cichu. To znaczy ja z dużym opóźnieniem zorientowałem się, że tej marki nie ma już na rynku.
Ciekawe czy będziemy świadkami jakiś powrotów? Czasy są jakie są. Więc mam wątpliwosci, czy to jest dobry moment na wskrzeszanie takiej marki jak np. Sunset Suits.
Panie Michale, ja przychodzę z pytaniem niezwiązanym z tematem. Chodzi mi o różnego rodzaju podpinki do kurtek i płaszczy. Czy one zawsze ocieplają sam korpus bez rękawów, czy są też takie z rękawami? Spotkał się pan kiedyś z czymś takim?
można sobie dobrać m rozmiar podpinkę od kurtki m65 na allegro z ocieplanymi rękawami z mocowaniem na guziku
Tak, są też takie podpinki. Ja mam taką kurtkę Timberlanda w której podpinkę można też wykorzystać jako zwykłą pikowaną kurtę przejściową.
A orientuje się pan jak to jest z M65? Podpinki do niej są z rękawami czy bez?
Z rękawami. W niektórych kopiach cywilnych (Alpha Industries, Helikon) rękawy są dodatkowo wykończone ściągaczami.
ZPO Odra i dżinsy, na które mówiło się „teksasy” albo „szariki”
Albo Komesy że Słubic. Jak byłem na kolonii w DDR to Niemcy od razu odkupili. Kupiłem za to salamandry i elegancki dresik.
Było też Elpo w Legnicy.
Elpo- szyjemy dla ciebie :-)
U mnie w domu na dżinsy mówiono teksasy, cały czas myślałem że to od modelu texas firmy wrangler.
Pamiętam, że moje pierwsze dżinsy to była polska marka Dallas Jeans. Z Czeskiego Cieszyna przechodziło się na polską stronę, na ul. Głęboką w Cieszynie i zaczynał się inny świat. Pozdro z Ostrawy.
Dallasy całkiem dobre były, nie piszę tego dlatego, że pracowałem w młodości w ich sklepie firmowym, ale po prostu jakość była dobra, do tej pory mam ze 3 pary ?
Zgadza się. Fajne były. Nowiutkie pachniały jakościowym denimem. Fasony też spoko jak na tamte czasy. Regular i boot cut wtedy rządziły.
Tallinder – „W realizację tego projektu zaangażowano duże środki i zasoby ludzkie” – między innymi znanego blogera modowego Mr Vintage. Zapowiadał się fajny cykl na yt. Szkoda, że tak mało i krótko.
Był jeszcze Cotton Club z Krakowa. Widziałem jeszcze niedawno sklep pod ich szyldem. Nie pomnę jeno gdzie i czy na pewno to byli oni czy raczej pogrobowcy.
Kojarzę, ale chyba tylko damskie kolekcje tam były?
Głównie, ale część męska też była.
Najbardziej mi z tego zestawienia szkoda Warmii i Sunseta, może tez Próchnika.
Sunset miał rewelacyjny okres, do tej pory mam z tamtych czasów 3 krawaty kupione w sklepie firmowym na Jerozolimskich, jakość i wzornictwo świetne. Później zaczął się zjazd po równi pochyłej, no ale tez Bytom i Vistula stanęły na nogach.
Jakieś 25 lat temu była jeszcze Warszawska marka 4 you, szyła pierwsze spodnie bez kantów, porządne i wtedy uchodzące za hit
Oj tam „zniknęły z rynku”. Ja dość regularnie zaglądam na stronę syndyka Próchnika i w zeszłym roku obkupiłem się tam w przyzwoite rzeczy, w większości 100% naturalne, w śmiesznych cenach. Teraz została im już chyba w większości sztuczność.
Jak to jest, że Próchnik upadł, a w Coccodrillo sprzedają „Polo dla taty” marki Próchnik, a strona nadal działa i nadal jest tam jakiś asortyment? Jak to działa?
Może mają jakieś starsze zapasy magazynowe albo nadal ważną umowę licencyjną na wykorzystanie logotypu.
Sklep internetowy Próchnika teoretycznie nadal działa, ale to wyprzedaż starych kolekcji prowadzona na zlecenie syndyka.
Mam w szafie płaszcz męski Próchnika z 1989 roku. Z oryginalną metką w praktycznie idealnym stanie. Może wiesz gdzie skupują takie perełki?
HD Heavy Duty
A ja wspomniałbym o marce Ivett z zagłębia dżinsowego. Firma znana, nawet mistrzostwo Polski w siatkówce ma na koncie. A padła bo polskie piekiełko w postaci ZUS postanowiło działać przy małej obsuwie z płatnościami. Ciekawostka: właścicielka Ivettu Nazywała się Iwona Świetlik a właściciel Stanleya (ta sama branża) – Stanisław Świetlik. Przypadek?
W 1997 kupiłem żółty płaszcz Americanos. Żółty to mało powiedziane to było mega blazujące. Nawet policja mnie zatrzymała na ulicy do „kontroli” na pewno przez ten płaszcz. Teraz najlepsze do dzisiaj moja siostra ubiera to cudo gdy jeździ z dziećmi na wycieczki bo wszędzie ją widać. Ostatnio córce kupiłem w CCC ich buty i jeżeli chodzi o styl to rewelacja. Trzymam kciuki żeby Americanos był tym czym kiedyś chociaż wiem że będzie to mega trudne.
Była taka marka „Lewartowski”. Miałem granatowy jednorzędowy płaszcz tej marki w latach 90. XX w. Standardem wykonania nie odbiegał od ówczesnego Próchnika czy Warmii.
Bardzo mi żal „Warmii”. To był rzeczywiście producent solidnych kurtek i płaszczy. Przy odpowiednim zarządzaniu można był z tego zrobić polskiego Barbour’a – producenta solidnej, bardziej tradycyjnie stylizowanej odzieży wierzchniej w stylu country, może też trochę outdoor. Do dziś mam w szafie ich jesienny płaszcz z podpinką – over-size i długi, więc się idealnie wpisuje w najnowsze trendy :-D Chyba go wyciągnę na wczesną wiosnę :-D
Ravel byl super, ale mi tam wszystko pasowało! Do tej pory mam bluzkę kupioną rowno 20 lat temu na studniówkę, nadal wygląda bardzo dobrze :D
Miałam jeszcze od nich dżinsy w jakimś dziwnym odcieniu z domieszką turkusu, wyglądałam w nich jak milion dolcow
Polskie baggy Lenar Black Zone Error Akademiks