W ostatnich tygodniach jesteśmy zalewani informacjami o rosnących cenach niemal wszystkiego. Paliwo, masło, pieczywo, olej, mięso, prąd, meble, materiały budowlane, stal… Inflacja osiąga rekordowe wskaźniki i nic nie wskazuje na to, by w najbliższych miesiącach ten trend wyhamował. A jak to wygląda na rynku odzieży i obuwia? Czy tutaj również możemy się spodziewać wzrostu cen w najbliższym czasie? A może to już się dzieje?
WSZYSTKO DROŻEJE, A ODZIEŻ…
Na początek zobaczcie poniższy wykres.
Jak widać, w ostatnim czasie zdrożało niemal wszystko, ale na samym końcu (czyli z minimalnymi wzrostami cen) jest odzież. Ceny ubrań w zasadzie się nie zmieniły, porównując rok do roku. Czy to nie dziwne, że gdy wszystko wokół drożało, to odzież nawet nie drgnęła? Dla mnie nie jest to zaskoczeniem. Zobaczcie jeszcze jeden wykres, który wyjaśni ten trend. Widać na nim, że ceny ubrań i butów w Polsce od roku 1995 nie tylko nie wzrosły, ale nawet odrobinę zmalały. Niestety wykres urywa się w roku 2015, ale przypuszczam, że te tendencja nie zmieniła się w ostatnich sześciu latach.
Oczywiście to jakaś średnia rynkowa, bo są marki, które sukcesywnie podwyższały ceny, ale jeśli chodzi o najpopularniejsze marki, to u nich ceny pozostały bez większych zmian, a są nawet takie, które ceny obniżyły. Nie wiem czy pamiętacie, ale jeszcze 10 lat temu produkty takich marek jak Zara czy Massimo Dutti, były sporo droższe niż obecnie.
Pamiętam, że męskie płaszcze kosztowały w Zarze 600-700 zł, teraz kosztują 350-650 zł. Koszule w Massimo Dutti kosztowały 250-300 zł, teraz kosztują 199 zł. Kilka miesięcy temu robiłem porządki w piwnicy i znalazłem pudełko z trzewikami Gino Rossi, które kupiłem dokładnie 20 lat temu (pamiętam, bo wtedy zacząłem pracę w galerii handlowej). Na pudełku była cena 429 zł. Dzisiaj, czyli po dwudziestu latach, podobne buty kosztują u nich 299 zł.
O CO TU CHODZI?
Zapytacie pewnie jak to możliwe. Przecież w tym czasie wzrosły niemal wszystkie składowe mające wpływ na cenę produktu: wynagrodzenia pracowników, czynsze w galeriach, logistyka, ceny prądu, marketing i wiele innych pozycji. Jako ciekawostkę dodam, że w roku 2001 minimalne wynagrodzenie w Polsce wynosiło 760 zł brutto, w roku 2021 jest to 2800 zł brutto, a to tylko jeden ze wskaźników obrazujących skalę wzrostu kosztów każdej firmy na przestrzeni lat.
A zatem, o co w tym chodzi? Czy marki świadomie zdecydowały się wziąć te koszty na siebie (obniżyły własną marżę), by klienci nadal mogli kupować produkty w tej samej cenie co dotychczas? Nic bardziej mylnego! Biznes to biznes, więc nie ma mowy o zmniejszaniu marży. Po prostu firmy zaczęły obniżać koszty produkcji. Spowodowało to spadek jakości ubrań i butów w ostatnich dwudziestu latach, bo marki zaczęły korzystać z tańszych surowców i tańszych fabryk (niższe standardy wykończenia). Przyznacie chyba, że dzisiejsze Massimo czy nawet Zara, to już nie jest ten sam produkt, co 10-12 lat temu. Tak samo jest z przytoczoną tutaj marką Gino Rossi. Dwadzieścia lat temu to były naprawdę porządne buty, produkowane z niezłych skór, w polskiej fabryce. Dzisiaj jest to zupełnie inny produkt. Nadal ładny, nadal nieźle zaprojektowany, ale jakościowo gorszy. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność.
SKĄD TEN STRACH PRZED PODWYŻKAMI?
No dobra, ale skąd w takim razie obawa przed podnoszeniem cen? Dlaczego marki tego nie robiły przez lata?
Jest tu kilka argumentów. Po pierwsze, odzież nie jest produktem pierwszej potrzeby, więc była obawa, że podniesienie cen może spowodować częściowy odpływ klientów. Być może część z nich uznałaby, że jednak nie potrzebuje pięciu nowych ubrań w miesiącu, bo wystarczą im dwa albo wcale. A przecież markom zależy na tym, by klienci robili u nich zakupy jak najczęściej – to fundament szybkiej mody. Klient ma wracać regularnie po nowy produkt. Paradoksalnie, to obniżenie jakości też temu sprzyja, bo te rzeczy po prostu szybciej się zużywają.
CENA CZYNI CUDA
Po drugie, na polskim rynku jest ogromna presja niskiej ceny, bo jak pokazują badania, jest to bardzo istotny argument zakupowy dla Polaków. Zwróćcie uwagę jak w Polsce reklamują się elektromarkety. W ich reklamach podstawowym komunikatem jest niska cena, a nie jakość produktu czy jakość obsługi. W segmencie odzieżowym często jest podobnie, marki prześcigają się w promocjach, bo mają świadomość, że klient szuka tej niskiej ceny. To właśnie na niskich cenach swoją potęgę zbudowały takie marki jak Primark, Pepco czy CCC.
PODWYŻSZENIE CEN TO NIE TAKIE HOP-SIUP
Po trzecie, jest także presja ze strony inwestorów. Właścicielami dużych marek są zazwyczaj spółki giełdowe, a na giełdzie nie ma sentymentów. Wyniki mają być na już. Jeśli marka chciałby nagle zmienić swoją politykę cenową (podnieść ceny), to jest to praca na kilka sezonów. W spółkach giełdowych bardzo często brakuje takiej cierpliwości i wybiegania w przyszłość. Tym bardziej, że istnieje ryzyko, iż wzrost cen w krótkiej perspektywie może spowodować odpływ klientów (do konkurencji albo po prostu będą rzadziej robić zakupy). Osoby zarządzające marką mogą bać się podjąć takie ryzyko.
SPRZEDAWAJ TANIEJ, ALE WIĘCEJ
Innym sposobem utrzymania zakładanych przychodów, jest zwiększanie skali działalności. Im więcej sklepów, tym większy wolumen sprzedaży. To mechanizm znany od lat. Można robić miliardy obrotu tanimi produktami, tylko trzeba ich sprzedawać dużo. To jest właśnie model Inditexu, czyli właściciela m.in. Zary i Massimo Dutti. Wspominałem o tym, że obie te marki świadomie obniżyły swoje ceny. Widocznie uznali, że wolą sprzedawać więcej towaru po niższych cenach, niż mniejsze ilości w cenach wyższych. Postawili na ilość, kosztem niższej jakości. Czy dobrze na tym wyszli? Oczywiście. Inditex w roku 2010 miał 7,7 mld euro przychodu, a w roku 2020 było to już ponad 20 mld euro.
Ciekawym przykładem z rodzimego rynku jest Sinsay, czyli najtańsza marka z portfolio spółki LPP (od jakiegoś czasu mają też kolekcję męską). Pierwszy sklep otworzyli w roku 2013, a po zaledwie ośmiu latach, mają ich prawie pięćset. To pokazuje jak bardzo polski rynek kocha tanie produkty.
CZY ODZIEŻ WRESZCIE ZDROŻEJE?
No, ale powiedzmy sobie szczerze, w nieskończoność nie da się utrzymywać niskich cen, gdy wszystkie koszty wokół rosną. Drożeje bawełna (+75% przez ostatni rok), wełna i inne surowce. Bardzo mocno wzrosły też koszty transportu z Azji, a ponadto w krajach z tamtego regionu jest coraz większy problem z dostępnością energii, więc fabryki odzieży mają przestoje. Do tego rosną wynagrodzenia pracowników, czynsze i kilkanaście innych pozycji, czasem bardzo niepozornych np. pudełka kartonowe dla sklepu internetowego (bo ceny tektury wzrosły kilkunastokrotnie). To wszystko powoduje, że cena wytworzenia produktu i całej obsługi sprzedażowej jest coraz wyższa.
MARKI PREMIUM NA PEWNO PODNIOSĄ CENY
W pewnym momencie po prostu nie będzie już możliwości cięcia kosztów i dlatego uważam, że w najbliższym czasie na pewno możemy się spodziewać wzrostu cen ubrań i butów w markach luksusowych, markach premium i markach ze średniej półki cenowej. Tu po prostu nie uda się utrzymać cen, jeśli marki nadal będą chciały dawać swoim klientom dotychczasową jakość (dobra tkanina/dzianina, dobra jakość odszycia, sprawnie działający sklep online, sklepy w galeriach handlowych itd.). A poza tym, na tym rynku nie ma aż tak dużej presji niskiej ceny, więc nie będzie obaw by tego nie robić. Po prostu jest to inny klient, mniej wrażliwy na cenę. On nie odczuje tego, że koszula, którą dotychczas kupował za 400 zł, będzie teraz kosztować 450-500 zł.
W najtrudniejszej sytuacji będą marki, które nagle będą musiały podnieść ceny o 20-30%, bo przez lata ich nie zmieniali z powodów, które opisałem wyżej. Łatwiej będą miały marki, które to robiły sukcesywnie, a jest ich sporo. Weźmy takiego Timberlanda. Ich kultowy but, czyli „żółciak” Premium 6″ ma obecnie cenę katalogową 949 zł, a jeszcze 5-6 lat temu było to 549-599 zł, ale oni tej ceny nie podnieśli nagle, tylko co roku podnosili o kilkadziesiąt złotych.
A CO Z SIECIÓWKAMI?
A co z markami z niższej półki cenowej, czyli z sieciówkami? Myślę, że tu też możemy się spodziewać wzrostu cen, aczkolwiek pamiętajmy, że wielkie sieci to wielki biznes. Jeśli okaże się, że podwyżka cen nie daje zakładanych rezultatów i lepiej sprawdzał się model z niską ceną, to niewykluczone, że niektóre marki do tego wrócą. Skoro Pepco jest w stanie sprzedawać t-shirty za 15 zł, to zawsze jest jeszcze jakieś pole do cięcia kosztów :)
Ale tak już serio, to wydaje mi się, że bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest zmiana pozycjonowania popularnych marek sieciówkowych, co pozwoli na odejście od niskich cen. Zresztą to już się dzieje od kilku lat. Zobaczcie jak teraz wyglądają kampanie reklamowe i sklepy CCC. Tam już nie ma haseł „cena czyni cuda”, a sklepy nie wyglądają jak tanie dyskonty. Gdyby ktoś wam pokazał zdjęcia z ostatnich kampanii tej marki i zakrył logo, to jestem przekonany, że sporo osób nie zgadłoby, że chodzi o CCC.
Jest jeszcze jeden możliwy scenariusz, który też już widać w wielu sieciówkach. Mianowicie wyodrębnienie w ramach jednej marki, kilku linii-submarek, które dość mocno będą się różnić ceną i jakością, co dotychczas nie było aż tak powszechne. Bo owszem, niczym nowym są różne linie/kolekcje w ramach jednej marki (np. klasyczna, casualowa, sportowa), ale kiedyś one nie różniły się jakoś mocno ceną, bardziej były to różnice w stylistyce. A dzisiaj w Reserved można kupić męski t-shirt za 25 zł, a można też za 99 zł. Czyli marka nadal ma w ofercie tani asortyment, który ma przyciągać klientów wrażliwych na cenę, ale będzie to tylko część oferty – taki rodzaj magnesu, jak produkty z gazetek marketów spożywczych. Market na nich nie zarabia kokosów, ale liczy na to, że jak już klient przyjdzie do sklepu, to kupi też inne produkty. Tak to działa.
A MOŻE Z TYCH PODWYŻEK BĘDĄ JAKIEŚ KORZYŚCI
A czy w tych podwyżkach można się dopatrywać plusów? Moim zdaniem jak najbardziej. Byłoby pięknie gdyby ludzie ograniczyli zakupy tanich i niskojakościowych ubrań. Najlepiej, by one w ogóle zniknęły z rynku. Marzy mi się, by wzrost cen spowodował, że tanie ubrania nie będą kupowane tak impulsywnie. Przecież kiedyś nie było ich na rynku i ludzie jakoś żyli i dobrze wyglądali. Ubrań powinniśmy kupować mniej, ale lepszej jakości. W szafie nie trzeba mieć pięciu par jednosezonowych dżinsów, wystarczy jedna para porządnych, które można nosić kilka lat. Nie wiem czy wiecie, ale branża odzieżowa co roku produkuje 100 miliardów sztuk ubrań, butów i akcesoriów dla 8 miliardów ludzi. Co sekundę na wysypisko śmieci trafia wielki kontener ubrań. To pokazuje, że od lat wprowadzamy do obiegu mnóstwo ubrań, których cykl życia jest bardzo krótki.
Kiedyś znalazłem ciekawe badanie z rynku amerykańskiego i brytyjskiego, które pokazało, że obecnie przeciętny Amerykanin kupuje prawie 70 ubrań rocznie, a jeszcze na początku lat 90-tych, kupował ich 40. W przypadku Brytyjczyków było to analogicznie: 50 szt vs. 20 szt.
Ale był tam jeszcze jeden ciekawy wskaźnik. Bo na te 70 sztuk ubrań, Amerykanin wydaje obecnie mniej ok. 2,5% swoich dochodów, a gdy kupował 40 sztuk ubrań, to kosztowało go to ok. ok. 5% jego dochodów. A gdy cofniemy się do lat 60. to było to jeszcze więcej – 8%.
Jaki z tego wniosek? Że konsumenci kupują coraz więcej odzieży, płacą za nią znacznie mniej niż kiedyś, ale jest ona gorszej jakości. I ta niska cena i niska jakość powodują, że skraca się też cykl życia produktu, bo z jednej strony konsumentom nie jest żal wyrzucać ubrań, które założyli 2-3 razy (bo kosztowały one grosze), a z drugiej strony, czasem nawet jest to konieczne, bo okazuje się, że te tanie ubrania po dwóch praniach nie nadają się do użytku.
A druga korzyść, jaka może się wydarzyć w związku ze wzrostem cen, to powrót – przynajmniej częściowy – do produkcji europejskiej. Bo skoro transport z Azji jest coraz droższy i coraz mniej przewidywalny (przestoje produkcyjne, opóźnienia w transporcie), to być może część marek uzna, że woli mieć towar bliżej siebie, wyprodukowany terminowo, po trochę wyższej cenie. Gdyby obie te przepowiednie się sprawdziły, to myślę, że nikt z nas nie będzie narzekał na podwyżki cen ubrań, które zapewne zobaczymy w najbliższych miesiącach.
I tym optymistycznym życzeniem zakończę ten tekst :) Zapraszam was do dyskusji w komentarzach.
Dobrze widzieć Pana blog w dobrej formie.
Skoro coraz chłodniej to może jakiś kapelusz ?
Jakoś nie polubiłem się z kapeluszami. Wybieram kaszkiet lub kaszmirową dzianinówkę.
W panamie dobrze wyglądałeś. w filcowej fedorze i płaszczu też by było wporzo??
Odnośnie dobrej jakości to już otrzymałem zestaw czapka i szalik z Piumo kupione po przeczytaniu artykułu. Wygląda świetnie i mam nadzieję że z jakością będzie podobnie. Czekam na mrozy :-)
Kolega prosi o link ;)
W wariant optymistyczny nie wierzę. Wpis ciekawy, aczkolwiek o charakterze uniwersalnym, ponadnarodowym, że tak powiem. Patrząc na dzisiejszy kurs złotego do euro/$, politykę naszego Banku Centralnego, śmiem sądzić, że następnych sporów przy okazji prezentacji nowej kolekcji RC może już nie być. Kto tam będzie kupował przy jeszcze wyższych cenach?
Z jakością u niektórych marek premium jest coraz gorzej, niestety. Weźmy np. markę spodni Hiltl, którą autor rekomendował na blogu. Kupiłem spodnie i oddałem je krawcowej do zwężenia. No i krawcowa powiedziała mi ciekawostkę: spodnie były farbowane w całości już po uszyciu. Oznacza to cięcie kosztów, gdyż producent szyje x-par identycznych spodni i już po uszyciu farbuje je na różne kolory. Nie ma wtedy problemów np. z doborem nici pod kolor, ale cierpi na tym jakość, gdyż spodnie farbowane po uszyciu szybciej blakną i się przecierają. Taki to Hiltl z Turcji za 600 PLN. Inny przykład to Polo Ralph Lauren, która,… Czytaj więcej »
Na pewno nie były farbowane po uszyciu, bo takich technik już się nie stosuje i chyba nigdy się nie stosowało na skalę przemysłową.
Natomiast bardzo prawdopodobne, że po uszyciu były prane/postarzane przemysłowo. To są częste zabiegi przy spodniach, które najczęściej wykorzystuje się do uzyskania wintydżowego efektu na tkaninie (lekko wypłowiały kolor).
Aż takim ekspertem nie jestem, ale spodnie były zwężane dość mocno w pasie, co wymagało odprucia szlufek w spodniach. Kolor materiału pod odpruciami był neutralny, czyli biało – szary, zupełnie inny niż kolor spodni (tzw. musztardowy). Krawcowa powiedziała, że to był właśnie niepofarbowany materiał, a spodnie potem zanurzono w farbie. I coś w tym może być, bo u tej samej krawcowej w tym samym czasie korygowałem też w pasie inne spodnie (bordowe) i tam też były odpruwane szlufki. Kolor materiału pod odpruciami był dokładnie taki sam, jak reszty tkaniny.
To przypuszczam, że to po prostu był dodatkowy kolor nałożony na spodnie w procesie wykańczania. Czyli coś, co de facto zwiększa koszt produkcji :)
Bo różnica między tkaniną surową a farbowaną jest naprawdę niewielka, by miało to jakieś uzasadnienie ekonomiczne (chęć oszczędności).
Farbowanie gotowych spodnie wcale nie jest tansza opcja. Tkanina surowa jest na podobnym poziomie cenowym jak gotowa Ddodatki sa jednak drozsze takie jak awelniane zamki, bawelniane to ponad 50% ceny. Natomiast farbowanie gotowego wyrobu to 2-3 razy wiecej niż przy normalnym zmiekczaniu. Plus jest taki, ze standardowy model mozna tez szyc sie na magazyn i pozniej farbowac w oparciu o najnowsze trendy lub przefarbowac dany kolor.
a dlaczego ceny nie moga byc stale??
A dlaczego miałyby być? Jeśli po stronie kosztów masz cały czas wzrosty (surowce, wynagrodzenia, prąd, logistyka, czynsze itd), to nie da się cały czas utrzymywać stałej ceny, jeśli nadal chcesz na tym zarabiać. Wydawało mi się, ze opisałem to dość jasno w tekście.
Jeśli jesteś malarzem pokojowym i dotychczas miałeś cenę 15 zł/m kw. (materiały + robocizna), a nagle ZUS rośnie ci o 20%, a farba o 30%, to nie będziesz w stanie nadal malować za 15 zł.
chodzilo mi o wszystkie ceny… ceny zusu i farby tez, wiec nie tylko te koncowe, ale takze takze ceny pierwotne.
Z tej prostej przyczyny, że państwa dodrukowują coraz więcej pieniędzy (bo łatają swoje dziury, bo chcą przekupić wyborców różnymi dodatkami, zasiłkami, plusami, etc). Do tego nie mają one już żadnej wartości, poza to umowną (tzw. pieniądz fiducjarny – wierzymy, że x zł to x zł (albo z $ to z $) a nie oznacza to y kg złota przykładowo). Tak w bardzo dużym skrócie.
A jak byś to zrobił, żeby wszystkie ceny były stałe?
Przykład: Truskawek jest dużo latem i są tańsze niż zimą, importowane zza morza. Jaki hokus-pokus proponujesz by cena truskawek była stała?
Tak jak to było w PRL :))) cena była na produkcie wręcz wyryta na lata
Do czasu. W latach 80-tych zarabiało się już miliony miesięcznie, a ceny były adekwatne.
No cóż, odpowiedź na to pytanie wymagałaby przedstawienia sążnego kursu ekonomii.
Bez przesady. Wystarczy poznać jedno prawo. Prawo popytu i podaży.
Tak, ale do tego trzeba by dołożyć zagadnienie polityki pieniężnej, stóp procentowych, elastyczności popytu i wielu innych w zależności jak dogłębnie chciałoby się wyjaśnić przyczyny.
Ale owszem, prawo popytu i podaży to absolutny basic, od którego trzeba by zacząć.
Jak wiadomo, kłótnia w Internecie jest jednym z najlepszych sposobów by rozgrzać się w chłodną, jesienną noc. Niestety, na razie mój limit rozpoczętych kłótni wyczerpałem pod ostatnim artykułem – nie lubię się przegrzewać. Dziś więc tylko dwa malutkie kamyczki do ogródka. Po pierwsze – sposób w jaki GUS mierzy inflację, w tym w szczególności ceny odzieży i obuwia. Zachęcam do zapoznania się ze stroną https://bdl.stat.gov.pl/BDL/metadane/cechy/1468, gdzie można sprawdzić, że średnia wartość garnituru mierzona przez GUS to w 2020 r. np. dla województwa mazowieckiego 595,34 PLN. Średnia wartość koszuli to 118,42 PLN. Średnia wartość butów to 207,01 PLN. Ręka w górę,… Czytaj więcej »
Słuszne uwagi co do garniturów, natomiast to zawsze jest średnia jak sam zauważyłeś, więc pewnie są w tym zawarte garnitury z bazaru za 200 zł i garnitury znanych marek za 2500 zł. W przypadku innych ubrań tę średnią zapewne zaniżają marki, które pojawiły się po roku 2000. Na przykład H&M swój pierwszy sklep w Polsce otworzyło w roku 2003. Kiedyś nie było takich marek na naszym rynku, więc w danych GUS też ich nie było. Warto też przypomnieć, że były takie czasy, że Vistula miała garnitury za 3499 zł (krótki to był eksperyment, ale był). Co do jakości starych ubrań,… Czytaj więcej »
Panie Michale – na bazarze trudno już garnitur kupić w tej cenie (a i same spodnie to raczej przedział 80-150 zł) ;D Wydaje mi się, że obecnie to może być raczej kwestia tanich sieciówek oraz marketów (w których często ubrania można kupić bardzo tanio – a gwoli uczciwości warto zauważyć, że w przypadku takiego Lidla zdarzało mi się trafić chinosy naprawdę przyzwoitej jakości w cenach śmiesznych).
Tak, ja miałem na myśli te historyczne dane, gdzie rzeczywiście na bazarach były garnitury za 200-250 zł, a w galeriach handlowych po 2500-3000 zł (np. w Hugo Bossie).
W tym sezonie spore podwyżki cen zauważyłem w Suitsupply. Koszule z tańszej linii traveller kosztują teraz tyle, co dotychczas linia standardowa, ta z kolei kosztuje prawie tyle, co „luksusowa” (319->369->419->459). Kurtka – parka, którą kupiłem w 2017 r. kosztowała 1399, teraz za podobny produkt trzeba zapłacić 2329 zł (choć ten sam model parę dni przed podwyżką można było kupić za 1600+).
Wcale mnie to nie dziwi, bo Suitsupply miało i przy wielu produktach nadal ma bardzo niskie ceny w stosunku do jakości. Aż dziwię się, że są jeszcze w stanie sprzedawać garnitury wełniane za 1399 zł (kilka miesięcy temu to nawet za 1209 zł chyba). Być może to efekt skali i możliwości negocjacji cen tkanin i produkcji.
Jak być o podwyżkach to ktoś wytłumaczy dlaczego suitsupply zmieniło polskie ceny produktów na droższe? Te w euro są takie same, nie opłaca się kupować w złotówkach bo różnice są rzędu nawet 500 zł w przypadku np. płaszcza
To dość prawdopodobna odpowiedź:
https://www.money.pl/pieniadze/zloty-jest-najslabszy-od-12-lat-a-to-jeszcze-nie-koniec-uderzenia-w-polska-walute-6706446847408896a.html
Sprawa nieaktualna, chciałem przedstawić ci dokładną różnicę, ale widzę że reszta Europejczyków też dostała konkretną podwyżkę i płaszcz, który jeszcze niedawno był po 400 EUR (a sprawdzałem to może 2 tyg temu) już kosztuje 500 EUR.
Nigdy nie słyszałem nazwy „żółciak”, a z racji zainteresowania rapem od lat nastoletnich mam z nimi do czynienia od ok 20 lat. To zawsze były „miodówki”.
Skoro fracht z Chin jest 500 %droższy niż 3lata temu, to ktoś czyli konsument musi za to zapłacić. Towar będzie droższy albo będzie gorszej jakości. Tak czy inaczej zapłaci za to finalny odbiorca.
Zdecydowanie prawda w kontekście mojej ulubionej marki Massimo. Miałem sweter wełniano kaszmirowy od 2017 do 2021 roku. Prany w pralce, noszony bardzo często. Teraz? zamawiam nowe rzeczy i są gorsze niż ten sprany sweter sprzed kilku lat. Na szczęście co raz częściej pojawiają się produkty z europejskiej produkcji, ale też kilka rzeczy z portugali okazało się gorszych niż te produkowane w Chinach kilka lat temu
Dobry czas na kupowanie już był – to początek pandemii i lockdownu. Za niewielkie pieniądze można było kupić bdb tekstylia i jeszcze się mail z podziękowaniami dostawało za wspieranie biznesu odzieżowego w trudnych czasach:).
Są zapasy na 2-3 lata w przód i podwyżki niestraszne:).
Bardzo ciekawy artykuł, sam mam biznes w galerii handlowej i wiem jakie koszty trzeba ponosić będąc w takim miejscu. To że czynsz jest w Euro już nie każdy wie, do tego koszty marketingu +koszty wspólne czynią taki biznes bardzo ryzykowny. Niestety pandemia mocno dała się we znaki wszystkim którzy takie biznesy posiadają, nie mówię tu o typowych sklepach odzieżowych ale o wszystkich lokalach usługowych również. Rosnące koszty pracy, produkty do produkcji oraz kurs Euro czynią taki biznes bardzo ryzykowny. Duże sieci typu CCC czy Reserwed za którymi stoi cały sztab prawników i ?tzw. ?Twardych głów? mają łatwiej ale mniejsi mają… Czytaj więcej »
Co za bzdury. Powrót do szycia w Europie? Nigdy. Azja jest dziś szwalnia świata i nią pozostanie. Problemy transportu itp są przejściowe. Musimy wiedzieć że braki dostaw energii niedługo i nas dotkną! To jest część wielkiego planu który dzieje się na naszych oczach. A jeszcze wiele zobaczymy… Kiedyś było nie do pomyślenia że będzie ogólnoświatowa pandemia, ze będą specjalne paszporty dla zaszczepionych, ze będą z tego powodu zamieszki w krajach europejskich!! Ze będą braki w dostawach energii, ze będą wreszcie niedobory artykułów spożywczych, ze będą Bardzo wysokie ceny energii, gazu, paliwa,! Jak nigdy wcześniej. A to wszystko przed nami. Jeszcze… Czytaj więcej »
Nie wątpię, a w pierwszej kolejności zobaczymy, jak wkładasz foliową czapeczkę.
Kupujcie poprostu rzeczy od Adidas, Nike. Ich kurtki są naprawdę puchowe. Są bardzo dobrej jakości lecz nie takiej jak jeszcze 5lat temu. Ale mimo wszystko jakosc naprawdę jest ok. Nie kupujcie szmat w żadnych sieciowkach czy tymbardziej u Polskich producentów bo to szajs. Na rynku jakość dziś trzyma adidas i Nike. Oni nie szyja na inaczej na rynek Amerykański, Zachodnio Europejski czy Wschodnio Europejski. Ceny dziś niesa wygórowane. Tylko należy wystrzegać się podróbek! Wprawne oko je rozpozna szybko.
Akurat jeśli chodzi o dobre kurtki puchowe, to polscy producenci mają bardzo dobry produkt, który śmiało może konkurować ze znacznie droższymi odpowiednikami zagranicznymi.
Na przykład takie marki jak Małachowski, Pajak, Cumulus, Yeti.
Dorzuciłbym jeszcze Robert’s
Niekoniecznie w 100% na temat, ale skoro przywołał Pan Massimo Dutti w artykule, pozwolę sobie zabrać głos. Kiedyś byłem wielkim fanem tej marki, co poniekąd wynikało z tego, że jako mało zarabiający student postrzegałem ją jako „touch of luxury”, coś z wyższej półki niż inne sieciówki. Do dziś pamiętam jak unosiłem się nad ziemią, gdy pierwszy raz kupiłem tam spodnie i koszulę. To było 8 lat temu. Dziś nadal lubię tam wracać, ale na pytanie czy jakość spadła odpowiem, że nie wiem. Wiem natomiast, że pod względem wzornictwa marka zrobiła ogromny krok w tył. Kiedyś z z łatwością można było… Czytaj więcej »
Producenci odzieży przez lata wykazywali wyjątkową chciwość i pazerność zlecając szycie w biednych krajach za grosze. Pośrednicy w sprzedaży, czyli tzw. dystrybutorzy również wykazują się niemałą pazernością. Choćby promowany tu Royal Collcetion. Nie ma co o tym pisać, bo już wielokrotnie o tym było. I nic się tu nie zmieni. Jakość jest coraz gorsza, a ceny wyższe. Cenę odpowiednią do faktycznej wartości te wyroby osiągają dopiero po przecenach rzędu 80%. Coraz więcej ludzi zdaje sobie z tego sprawę i nie daje wodzić się za nos. Czkają na obniżenie cen, albo nie kupują wcale. Goli nie chodzą. Kupować ciągle nowych ubrań… Czytaj więcej »
W Royal Collection już jest drożej. Niezależnie od kwoty zakupu(!), płaci się za przesyłkę. I to 19 złotych! Przegięcie.
Od kilkunastu lat kupuję co jakiś czas bokserki Christian Berg. Za każdym razem są nieco inne – gorsze, wcześniej miały zaszytą gumę, teraz jest naszyta i widoczna. Mam co najmniej 4 różne wersje tego produktu, za każdym razem coraz bardziej okrojony. Jeśli chodzi o jakość globalnie w sklepach to nie wiem, ale myślę że nie jest gorsza; nie chciałbym nadużywać „kiedyś to było” tylko opierać się da danych i faktach. Myślę że niektóre produkty po prostu ewoluowały, np. jeansy. Większość modeli jest cienka, z dodatkiem elastanu. Nie porównywałbym ich z moimi wiekowymi mięsistymi dieselami, po prostu to 2 inne produkty.… Czytaj więcej »
Z liczb warto dodać, że podobno 30% wyprodukowanych ubrań trafia od razu, niekupione, na śmietnik. Z drugiej strony, wstyd przyznać, ale widzę pewną zaletę tego, że mogę spokojnie zmieniać t-shirty wtedy, kiedy mi się opatrzą, a nie co 5 lat, bo po roku są już w stanie pół-śmieciowym. Jeszcze przez jakiś czas można w nich ewentualnie biegać, ćwiczyć na siłowni albo spać.
Coraz gorsza jakość ubrań to fakt. Pamiętam jak zacząłem pracować jakieś 20 lat temu i wtedy wyznacznikiem „luksusu” korpo szczurków i młodzieży lepiej ubierającej się była ZARA. Te kolejki na wyprzedażach i pożadanie ubrań. Do tej pory mam dwie polówki z tamtych lat (kupiłem wtedy większe i są dlatego ok) oraz dwa swetry i jedną parę spodni i wyglądają b. dobrze. Jakieś dobre 8 lat temu ostatnie ubrania jakie tam kupiłem to był koszmar polówki w praniu tak się deformowały i dziury robiły, że szok. Połowa ubrań 100% poliester, jakość zeszła do poziomu H&M sprzed lat a H&M przebił jakościowo… Czytaj więcej »
Czy można gdzieś podpytać o pomoc w doborze stylizacji? Nie śpię trzeci dzień, żeby (nie)męża ubrać na wesele?
Wyślij tutaj męża, niech sam ma szansę się ubrać :)
Chciałabym bardzo, żeby to było na jego głowie, jak bardzo to wiem tylko ja :) Ale u niego szukanie kończy się po 10 minutach „nic dla mnie nie ma, oczopląsu dostaję”. I totalnie nie ma na to czasu.
Bardzo ciekawy wpis. Czy jakość ubrań spada? Tak, oczywiście, i to bardzo. Tkaniny robią się coraz cieńsze, płaszcze coraz krótsze, a skład z roku na rok zawiera coraz więcej sztuczności. Marki, które trzymają poziom, i nie przenoszą produkcji do krajów Trzeciego Świata, co roku podnoszą ceny. Np. Canada Goose albo Filson mają kurtki co roku droższe o 30-60 dolarów. Podobnie cena np. Aldenów, butów, które nosił Indiana Jones, jest co roku „waloryzowana” ;). Sam zresztą mam dużo spostrzeżeń z polskiego rynku, także z marek budżetowych/sportowych. Jako, że moje wymiary się nie zmieniają od około pięciu lat, kupuje często ten sam… Czytaj więcej »
Mam podobne spostrzeżenie, że etykietka „eco” służy nierzadko promowaniu zwykłej hucpy, i ta tendencja nasila się niestety. Nie tylko „odzieżówka”, ale także, a może przede wszystkim, motoryzacja czy wyposażenie wnętrz.
A może jakiś artykuł o używaniu i zużywaniu się ubrań? Pod względem elegancji, ale też ekologiczno-ekonomicznym.
Tzn. kiedy należałoby wymienić daną część garderoby na nową i co dalej z nią zrobić
U mnie ubrania mają etapy: ubrania są najpierw „wyjściowe”, później domowe, do sprzątania, a dalej w zależności od stanu lądują w kontenerze Wtórpolu lub robią za odzież roboczą (malowanie/ogród) żeby na końcu stać się szmatką do czyszczenia łańcucha rowerowego.
[…] tygodni temu opublikowałem na blogu tekst w którym zastanawiałem się nad tym, jak obecna sytuacja ekonomiczna na […]