Zamiast koszuli

Pewnie gdybym musiał, to bez większego żalu mógłbym pozbyć się z szafy marynarek, chinosów, dżinsów, a nawet brogsów, ale za żadne skarby nie wyrzuciłbym koszul. To chyba jedyny element ubioru bez którego nie wyobrażam sobie mojego stylu. Nie liczę ich od dawna, ale w szafie na pewno jest ich już ponad sto. Noszę je do wszystkiego: od garniturów aż po szorty. I tak przez cały rok. Przypuszczam, że na palcach dwóch dłoni mógłbym policzyć liczbę dni w roku, gdy nie mam na sobie koszuli. I dzisiaj właśnie przykład stylizacji z zamiennikiem koszuli.

Bardzo lubię ubrania proste, ponadczasowe i to one stanowią zdecydowaną większość w mojej garderobie. Do tej kategorii zaliczyłbym także bawełnianego pasiaka z cienkiej dzianiny, który gdy trzeba, świetnie zastępuje mi mniej eleganckie koszule. Lubię je szczególnie w wersji białej z granatowymi pasami, bo kojarzą mi się z morzem, wakacjami i sportową elegancją. Jego prostota i minimalizm sprawia, że świetnie wygląda zarówno z granatową marynarką, kurtką wojskową, a nawet z bawełnianymi szortami.

Wspomniana kurtka wojskowa też jest w dzisiejszej sesji. To tania kopia słynnej M-65, ale mimo swoich wad (jest trochę za krótka) lubię ją, bo jest bardzo lekka i przewiewna. W ostatnich miesiącach model ten przeżywa kolejną już młodość i widać ją w kolekcjach nawet luksusowych marek kojarzonych dotychczas z elegancją. Wydawałoby się, że surowy styl tej kurtki sprawdzi się wyłącznie w połączeniu z ciężkimi ubraniami o charakterze roboczym i militarnym, ale nic bardziej mylnego. Ja bardzo lubię ją nosić z eleganckimi chinosami w kolorze kremowym lub białym i moim zdaniem taki eklektyzm wygląda całkiem fajnie. Znawcy tematu mogliby powiedzieć, że nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież chinosy też mają rodowód wojskowy (kiedyś była to część letnich mundurów wielu armii), ale przyznacie, że w tak jasnej wersji i z zaprasowanym kantem bardziej kojarzą się z elegancką promenadą, niż bazą wojskową. Swoją drogą bawełniany pasiak również ma rodowód wojskowy, o czym mało kto wie. Większość osób kojarzy go z francuską modą, ale jego pochodzenie nie jest tak romantyczne. Biała bluza w granatowe paski była po prostu częścią uniformu francuskiej marynarki wojennej już od roku 1858 i trzeba przyznać, że jak na odzież wojskową, była wyjątkowo szykowna. Później nosili ją także rybacy i żeglarze w rejonie Bretanii, stąd nazwa „bretoński top”, która nadal używana jest w krajach frankofońskich.

Na koniec jeszcze kilka słów o butach, bo to kolejne mokasyny żeglarskie w mojej kolekcji (podobnie jak przy koszulach straciłem rachubę która to para). Burgundowe Timberlandy otrzymałem do testów kilka tygodni temu. Różnią się one jednym detalem w stosunku do oryginału znanego od kilkudziesięciu lat. Chodzi o podeszwę. Zastosowano tu nowe rozwiązanie i dość ciężką kauczukową podeszwę, zastąpiono trochę grubszą, ale znacznie lżejszą podeszwą ze specjalnej pianki. Na dłuższą recenzję pewnie przyjdzie jeszcze czas w cyklu #NoszoneOcenione, ale już teraz muszę  przyznać, że jeśli chodzi o komfort, to faktycznie są jeszcze wygodniejsze niż klasyczne boat shoes, które nawet z klasyczną podeszwą są bardzo wysoko w moim rankingu wygody.

Autorem zdjęć jest Dominika Kuroś

Kurtka – H&M (podobne: Superdry, Lee, Yourturn)
Bluza – Makia
Spodnie – Eddie Bauer (podobne: Carhartt, J.Crew, Bertoni)
Pasek – Massimo Dutti (podobne: Tommy Hilfiger, Esprit, Lancerto)
Torba – Fossil (podobne: Kiomi, Mismo)
Kapelusz – Zack Roman
Buty – Timberland