Przez kilka ostatnich lat nie miałem roweru. Z różnych powodów – brak czasu, brak miejsca, a przede wszystkim pewnie z lenistwa. Nadszedł moment, że postanowiłem to zmienić tym bardziej, że nadal nie czuję potrzeby posiadania samochodu, a rowerzyści w Kielcach mają coraz lepsze warunki do jazdy rekreacyjnej. Oczywiście wybór padł na miejskiego klasyka, bo do takiego użytku zamierzam go wykorzystywać. Akurat w czasie gdy zastanawiałem się nad konkretną marką i modelem, z propozycja współpracy zgłosiła się do mnie firma będąca polskim przedstawicielem brytyjskiej legendy rynku rowerowego – Pashley. Ich produkty od kilku lat budziły mój zachwyt, więc szybko doszliśmy do porozumienia w sprawie współpracy i od kilku tygodni jestem szczęśliwym posiadaczem ich najpopularniejszego męskiego modelu – Roadster, który jest bohaterem dzisiejszej sesji.
Firma Pashley od ponad 80 lat produkuje klasyczne jednoślady miejskie, które budzą pożądanie na całym świecie. Ponadczasowy styl, wysoka jakość, ręczna produkcja, historia, prestiż – to cechy, które od lat przyciągają kolejne pokolenia sympatyków marki. Historia firmy zaczęła się w roku 1926. Założyciel, William Rathbone „Rath” Pashley postanowił produkować rowery turystyczne i wyścigowe, ale konkurencja okazała się bardzo mocna. Strzałem w dziesiątkę okazało się przebranżowienie na rowery specjalistyczne, głównie trójkołowce ze specjalnymi platformami wykorzystywane do rozwożenia poczty, mleka i innych drobnych towarów. Rowery te słynęły z wyjątkowej solidności, były wręcz niezniszczalne. Dużą popularnością cieszyły się także rowery gastronomiczne, które chętnie kupowali sprzedawcy lodów. W czasie II wojny światowej moce produkcyjne fabryki Pashley były wykorzystywane przez przemysł zbrojeniowy – powstawały tam części do karabinów maszynowych, a samochody cywilne przerabiano na karetki.
Po zakończeniu wojny firma powoli odchodziła od rowerów transportowych, a rozwijała produkcję niewielkich pojazdów motorowych wykorzystywanych przez policję i drobnych przedsiębiorców. Niestety w kolejnych latach niewielkie samochody osobowe stawały się coraz tańsze i zaczęły wypierać rowery i pojazdy motorowe. Pashely wycofał się z tej branży i wrócił do swoich korzeni, czyli rowerów. Pomocny okazał się kontrakt na dostawę floty rowerowej dla Royal Mail – było to zamówienie na kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy. Obecnie poczta brytyjska nadal korzysta z rowerów Pashley, ale jest ich znacznie mniej niż kilkadziesiąt lat temu. Trudnym okresem dla firmy był przełom XX i XXI wieku. Tanie rowery z marketów wypierały te droższe rodzimej produkcji. Kilka dużych firm z brytyjskiej branży rowerowej przestało istnieć, a część przeniosła produkcję do krajów azjatyckich. Pashley tego nie zrobił i postanowił powrócić do klasycznych modeli retro z lat 30, które stawały się coraz popularniejsze na całym świecie. Klasyczne wzornictwo, ręczna produkcja i najwyższa jakość okazały się strzałem w dziesiątkę. Dzisiaj marka Pashley dostarcza swoje produkty do 50 krajów na całym świecie i jest ikoną rynku rowerowego.
Od początku istnienia firmy, rowery produkowane są w Anglii. W fabryce w Statford-upon-Avon większość etapów produkcji nadal wykonywana jest technikami sprzed kilkudziesięciu lat, z użyciem ludzkich rąk. Firma zatrudnia około 50 osób, więc zdecydowanie bardziej pasuje do nich określenie „manufaktura” niż „fabryka rowerów”. Nie jest to produkt masowy i ma to również odzwierciedlenie w cenie – te zaczynają się od 2500 zł, a kończą na 8500 zł za najdroższe modele. W zamian otrzymujemy produkt unikalny, z charakterem, z historią, wykonany ludzkimi rękami, a nie przez maszyny CNC. To taki Rollce Royce wśród rowerów, któremu poza walorami wizualnymi nie można odmówić walorów technicznych. Mój Roadster ma pięć biegów w tylnej piaściem które dają wysoki komfort jazdy w różnych warunkach, a hamulce bębnowe gwarantują bezpieczne hamowanie.
W ofercie Pashley jest kilkanaście klasycznych i ponadczasowych modeli męskich. Dużą zaletą i jednocześnie cechą charakterystyczną marek manufakturowych jest możliwość personalizacji. Można wybrać model, rozmiar ramy, kół, kolor ramy, rodzaj siodła i kilka innych detali. Na takie indywidualne zamówienia trzeba poczekać do 6 tygodni. Modele gotowe można kupić w kilkunastu sklepach stacjonarnych i internetowych w Polsce.
Detale, które na mnie zrobiły największe wrażenie, to siodła i skórzane chwyty kierownicy brytyjskiej marki Brooks. To jedna z najstarszych na świecie firm, które specjalizują się w produkcji tradycyjnych siodełek rowerowych; robią to od 1866 roku. Większość modeli wykonana jest z naturalnej skóry i chromowanych części metalowych. Ich siodła to małe dzieła sztuki wykonywane ręcznie według wzorów sprzed ponad stu lat. Polecam krótki film o tej marce. Wszystkie damskie i męskie modele Pashley wyposażone są w siodła Brooks. Oryginalna wersja modelu Roadster Sovereign (to ten mój) ma czarne siodło i uchwyty kierownicy, ale ja poprosiłem o wymianę na brązowe i według mnie wygląda to znacznie lepiej.
Wspominałem już, że dla siebie wybrałem najbardziej klasyczny model miejski, ale w ofercie Pashley są także piękne modele 'z pazurem” inspirowane rowerami z lat 30 ubiegłego wieku: Speed 5, Guv’nor 3, Guv’nor, Clubman Country, Countryman.
Model Speed 5 – tego roweru nie sposób przeoczyć na ulicy, fot. pashley.pl Model Guv’nor, inspirowany rowerami wyścigowymi z lat 30, fot. pashley.pl Model Clubman Urban, fot. pashley.pl
Strona www: pashley.pl
Katalog PDF: Pashley
Sklep internetowy: wygodnyrower.pl
Zdjęcia do sesji: Piotr Polak
Panie Michale, nie ma temat, ale proszę powiedzieć skąd jest ta koszulka w paski:)
Pozdrawiam
Reserved.
Panie Michale ładna reklama
Cieszę się, że się podoba.
Zobaczyłem nagłówek wpisu i wiedziałem, że to musi być ta marka :)
Dobrze, że nie wzorem lemingów korporacyjnych „góral za cztery tysiące”. ;)
Z jednym się nie zgodzę: komfort w porównaniu z tanimi rowerami jest bardzo zauważalny. Lepsza geometria ramy, lepsze materiały, bardziej trwałe wyposażenie. Sam jeżdżę rowerem holenderskim i bardzo podobają mi się indywidualne rozwiązania w nim zastosowane. Każdy element markowy i każdy wygląda tak jakby był specjalnie wyprodukowany i przystosowany do tego modelu.
Nie wyraziłem się precyzyjnie jeśli chodzi o określenie „tańsze rowery”. Miałem na myśli porównanie np. Pashleya za 3,5 tys (mój model tyle kosztuje) i innych rowerów np. za 2,5 tys. Już to poprawiam w tekście.
No tak. Czytając o tańszych rowerach myślałem o marketowych modelach za kilkaset zł.
Z całym szacunkiem, ale w warszawskich zagłębiach biurowych, gdzie udałbym się na poszukiwanie korporacyjnych lemingów, bynajmniej nie królują górale z 4k pln. Co innego w czasie wolnym za miastem, każdy jeździ na czym lubi i w góry zabieram górala a nie mieszczucha na którym dojeżdżam do pracy w garniturze.
dejko, mam trochę inne zdanie – zważ na to, że obecnie panuje moda na wszystko co niszowe – niszowe ubrania, brody, fryzury, rowery? Nie wiem skąd u Ciebie myślenie „korporacyjne lemingi z góralem za 4 tys.”, bo sam mam górala i używam go do konkretnych warunków jezdnych. W ciągu kilku ostatnich lat pojawiła się właśnie moda na tzw. holenderki i to właśnie wygląda na owczy pęd do „ładnych klasycznych rowerów” (bez urazy Michał). Jak dla mnie na miasto prawdziwym oldschoolem i niszą jest kolarka z ostrym hamulcem w stylu vintage i z taką samą ceną niż rower za min. 2,5… Czytaj więcej »
Ale dlaczego rozpatrujesz to w kategoriach „musi być niszowe i hipsterskie”?! Chodzi o odpowiedni dobór sprzętu do sytuacji. Tu w dodatku jest elegancko i stylowo. Różnicę pomiędzy kolarzówką, a rowerem miejskim można poczuć gdy stoi się przed sygnalizacją świetlną. Dalej – jazda np. po deszczu gdy woda z nieosłoniętych kół tryska na wszystkie strony + brak możliwości transportowych. Osobiście cenię sobie również zamontowane na kierownicy lusterko, które poprawia bezpieczeństwo, a do kolarzówki niespecjalnie jakoś pasuje. To dobrze, że robi się moda na holenderki. Ja kupiłem swoją gdy te nie były jeszcze modne, natomiast wokół mnie każdy kupował górala za 3-5… Czytaj więcej »
Już odpowiadam – rozpatrywanie tego w tej kwestii wynika z faktu, iż hipster kupi rower „vintage”, a lansiarz „w stylu vintage” (chyba nie trzeba tłumaczyć, że nie chodzi mi tylko o cenę). Co do błotników i deszczu – kiedy pada – holenderka, kolarka czy wspominany Pashley nie ma znaczenia bo w najlepszej stylówce typu cycle chic i tak będziesz przemoczony i brudny. Co do wspominanych górali – te rowery mają amortyzację, która poprawia komfort jazdy (widelec z przodu bardzo pomaga nawet w jeździe chodnikowej) i to zawsze wygra ze sztywną ramą roweru takiego jak w poście. Lusterko można zawsze zamontować… Czytaj więcej »
> ramy są z aluminium i to też zapewnia lepszy komfort niż stalowa Pashleya
Takie stwierdzenia sprostować: żadna, nawet najlepsza rama aluminiowa nie jest bardziej komfortowa od średniej klasy ramy stalowej. Pashley na pewno nie produkuje swoich ram z rurek kanalizacyjnych (częściowo jest to Reynolds), więc o to akurat głowa by mnie nie bolała (hamulec rolkowy czy inne cudo prędzej by mnie ostudziło…)
@softshell
Ale to nie chodzi o to, że ja chcę fajnie wyglądać. Chcę mieć przedmiot fajnie wyglądający. Takie same kryteria mam w stosunku do wielu innych przedmiotów użytkowych. Nie ukrywam, że jestem estetą i lubię ładne rzeczy. Kupuję ładne meble nie po to by w ich otoczeniu fajnie wyglądać, ale dlatego, że ich wygląd sprawia mi przyjemność. Podobnie z rowerem.
…I właśnie za to bardzo, bardzo Pana lubię, Mr Vintage:) Estetyka w domu i zagrodzie;) Też tak mam.
@Olgierd odpowiem tutaj bo nie wyświetla mi się opcja „odpowiedz”. Zapomniałem dodać właśnie info o hamulcach. Co do ramy – mea culpa – mi chodziło o sam ciężar roweru (stąd odniesienie do ramy aluminiowej) – kiedy chcę go podnieść, przenieść, wnieść? po prostu wolę by był lżejszy. Oczywiście niekoniecznie odnosi się to do jazdy – dzięki, że mnie sprostowałeś:)
@Michale – nie myśl proszę, że to jakiś przytyk do Ciebie. Jesteś blogerem, a co za tym idzie też swego rodzaju billboardem (nie gniewaj się, że dokonuję takiego urzeczowienia Ciebie) i to rządzi się swymi prawami. Ja rozumiem tę konwencję i cenię ludzi ceniących i promujących estetykę. Chodzi mi o to, że Twoje zdjęcia przedstawiają ładne karty i obrazy, ale widać jak jadąc na kocich łbach się męczysz – to nie tylko wynik kondycji czy ujęcia – po prostu tak jeździ się takim rowerem w takich warunkach; i w takich wypadkach włącza się pragmatyzm – co wybrać – stylówę czy… Czytaj więcej »
Napiszę tak…
ja do jazdy po mieście mam wysłużonego holendra, klasyczny model Amsterdam. Kosztował mnie około 1000 zł z pełnym serwisem. I kupiłem go nie dlatego, żeby „ładnie wyglądać”, tylko dlatego, że to jest rower miejski, a swojego XC zostawiam do jazdy w terenie. :)
> Co do ramy ? mea culpa ? mi chodziło o sam ciężar roweru (stąd odniesienie do ramy aluminiowej) ? kiedy chcę go podnieść, przenieść, wnieść? Ten egzemplarz na pewno swoje waży, ale jego masę robi przede wszystkim osprzęt (Brooks, hamulce, piasta, nie mówiąc o bajerkach). Sama w sobie rama MTB na rurach Reynoldsa może ważyć w granicach 2 kg, czyli pół browara więcej, niż średniej klasy aluminiowa rama Treka, por.: http://ritcheylogic.com/frames/mountain/p-29er-mountain-frame.html (4.47 funtów = 2.02 kg) Wokół rowerów z ramą stalową narosło mnóstwo przesądów. Sam pamiętam ten zachłyst sprzed lat, ale uwierz: taki rower może być naprawdę lekki, natomiast nic… Czytaj więcej »
@Tomasz Zależy jak bardzo wysłużony (czytaj: jak stary). Mój kosztował mnie nawet trochę mniej niż tysiąc (używany), ale w tej cenie mam już aluminiową ramę, hamulce rolkowe i 7 biegów w piaście. Do tego wszystkie duperele jak regulowana kierownica z szerokimi uchwytami, żelowe siodełko, blokada tylnego koła, pełna osłona łańcucha i przedniej części tylnego koła, duży bagażnik z pasami mocującymi. Nie było wtedy mody na holendry, więc było ich mało i były stosunkowo drogie. Dziś szukałbym dodatkowo amortyzacji przynajmniej przodu i prądnicy w piaście. Każdy z takich detali podnosi wartość użytkową roweru miejskiego, a im rower bardziej klasyczny tym ma… Czytaj więcej »
Zgadzam się w 100%… miałam Pashleya i… sprzedałam koleżance. Ciężki i niewygodny. Na Powiślu w Wawie wysiadał na tych pagórkach i wzniesieniach. Pokonanie na nim mostu Poniatowskiego to była katorga. Z tymi wszystkimi wysokimi krawężnikami. Koszmar. Poprzedniego „górala” z aluminium mi ukradli, więc pomyślałam: teraz czas na klasykę! Guzik prawda! Teraz znowu szuka lekkiego i wygodnego roweru. Pashley pięknie wyglądał w moim białym mieszkaniu, siodełko pasowało do parkietu, no ale umówmy się, rower nie jest rekwizytem tylko ma mieć funkcje użytkowe. Być może na płaskim terenie się sprawdza, ale w Wawie nie…
nie wiem skad wy wiecie czym rozni sie hipster z rowerem vintage od lansiarza z rowerem w stylu vintage. co to znaczy w ogole?! :o ja widze ze im wiecej postow na tym forum tym ciezej niektore zrozumiec. ide tez o zaklad ze dopoki nie polozycie ramy na wage nie odroznicie czy jest ze stali czy aluminium, ale napewno odroznicie widelec z amo od najlepiej pracujacej stali bo ta nigdy nie bedzie miala takiego tlumienia jak sprezyna.
generalnie przychylam sie do postu kaski, ze te rowerki to fajnie wygladaja, ale po wawie tym jezdzic to kaszana….
Witajcie – nie wiem czy odpowiem na wszystkie zagadnienia każdego, więc postaram się najogólniej by nie spamować postem. @Olgierd – widziałem to cudo jak wrzucałeś zdjęcia na forum BwB :) Chętnie wypróbowałbym kiedyś Twój dwuślad bo jak dla mnie robi wrażenie. Co do pozostałych warunków technicznych chodziło mi przede wszystkim o komfort, zwrotność, ciężar (tak jeżdżę trochę enduro, downhill) i patrzę na wagę bo czasem lubię wrzucić rower na plecy i podbiec pod górkę w ramach relaksu. Zapewne zaraz dostanę etykietę korposzczura bo nie trenuję z Włoszczowską ale cóż – jak kto woli. W ujęciu górala w mieście – nie… Czytaj więcej »
@Softshell „Co do błotników i deszczu ? kiedy pada ? holenderka, kolarka czy wspominany Pashley nie ma znaczenia bo w najlepszej stylówce typu cycle chic i tak będziesz przemoczony i brudny.” No patrz, tle lat jeżdzę na miejskiej gazelli i nigdy nie byłem brudy. „Co do wspominanych górali ? te rowery mają amortyzację, która poprawia komfort jazdy (widelec z przodu bardzo pomaga nawet w jeździe chodnikowej) i to zawsze wygra ze sztywną ramą roweru takiego jak w poście.” Fałsz. Przy okazji zauważ, że w miejskim 90% ciężaru spoczywa na tylnym kole. Brooks na sprężynach jest bardziej trwały i lepiej amortyzuje… Czytaj więcej »
@Maciek Rutecki Witaj. Ciesze się, że odpisujesz na mojego posta. Co do deszczu – w moim przekonaniu ubrania przemoczone powinno się prać bo są brudne i żaden rower jeszcze przed deszczem nie chroni. Co do pozostałych odnośników – zważ proszę, że wybrałeś zdania bez kontekstu – porównywałem konstrukcję wymienionego Pashleya do innych jak to ująłeś „mieszczuchów” jeszcze w innych postach. Konstrukcja popularnych i zwykłych górali ma ramy aluminiowe co nie jest żadnym odkryciem. Konstrukcja rowerów miejskich ma inne założenia i cieszę się, że zwracasz na to uwagę. Uważam jednak, że lepszy komfort można osiągnąć na znacznie tańszym rowerze miejskim co… Czytaj więcej »
Rama aluminiowa zawsze będzie waliła po kręgosłupie, stalowa lepiej amortyzuje. Świat rowerowy powinien ze stalowych ram przerzucić się od razu na karbon omijając aluminium.pozdr
A co kolega ma do gorali za 4k?
Rower wyglada ladnie, niestety jego walory uzytkowe sa minimalne jesli wogole takie posiada. Obecnie nie wyobrazam sobie kupowac roweru za ponad 3000zl tylko po to aby ladnie wygladal, zwlaszcza ze jego uzytkowanie sprowadza sie chyba tylko do jazdy po miescie bez zsiadania ze strachu o kradziez, bo brak przerzutek, stalowa rama i widelec (wiec waga okolo 20kg) wykluczaja go z jazdy w trasach. A jesli ktos chce rower ktory wyglada wrecz identycznie to i za okolo 500zl znajdzie…
Proponuję porównać rower za 500 PLN, niech będzie, za 1500 pln, z tym ze zdjęć. Na żywo. A potem pojeździć nimi do pracy 3000km rocznie przez parę lat :) a potem wygłaszać radykalne sądy.
Jezdzilem do pracy 35km w obie strony dziennie przez 4 lata i nie wyobrazam sobie zmieniac mojego roweru corssowego wazacego wg instrukcji 8kg posiadajacego wiele udogodnien trasowych na takiego kloca wazacego 20kg nie posiadajacego zadnych biegow czy chociazby siodelka przepuszczajacego powietrze. Uprzedzajac – tak, jezdzilem kiedys wrecz identycznym rowerem mojego dziadka i sie bardzo ciesze z tego ze zamienilem go kilka lat temu na mtb, ktory ustapil potem miejsce crossowi.
Orion podzielam Twoją opinię – i właśnie o to chodzi – po co sobie pogarszać komfort i wydawać na to znacznie większe kwoty skoro obecna technologia i design dają lepsze rezultaty? Idąc tym tropem można cofnąć się do kamienia łupanego i powiedzieć, że idzie się w kierunku klasyki – po ca nam komputer skoro mamy liczydło…
@Orion
Jasne, że jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie komfort, to pewnie wiele innych tańszych modeli wygra z Pashely i nie mam co do tego wątpliwości. Tylko nie dla każdego komfort jest najważniejszy. To tak jak z butami. Sportowe Nike czy New Balance za 300 zł zawsze będą bardziej wygodne niż najpiękniejsze, ręcznie szyte półbuty z angielskiej fabryki, a jednak ludzie płacą za nie 2-3 tysiące.
Poproszę specyfikację tego roweru krosowego, który nowy kosztuje 500 pln i waży 8 kg. Najlepiej z linkiem do sklepu gdzie go można kupić. Myślę, że warto od razu kupić w ilości hurtowej i zacząć sprzedawać na allegro po 2500 – będą schodzić jak świeże bułeczki, bo to będzie i tak połowa ceny sklepowej.
Dodam, że dla mnie w mieście od przerzutek i wagi ważniejsze są błotniki, bagażnik i oświetlenie, ale co kto lubi.
ok, ten za 500 miał być „podobnie wygladający” do prezenowanego we wpisie, ten argument wycofuję. Podtrzymuję natomiast, że rower krosowy który waży 8 kg to jest raczej najwyższa półka cenowa.
Witam – owszem polecam wypróbować rowery tańsze nim wyda się 3,5 tys – choćby te z pchlich targów lub umówić się z kimś kto ma np. holenderkę gazelle i z pewnością dojdzie do wniosku, że różnicy nie czuć, chyba że po kieszeni. Starsze siodełko zawsze można zastąpić tym z Brooksa.
Oczywiście każdy ma swoje kryteria wyborów zakupowych i bardzo dobrze, że tak jest, bo gdyby wszyscy kierowali się tym samym kryterium (np. niska cena), to z rynku musiałoby zniknąć 90% marek, ponieważ wszyscy kupowaliby te same produkty.
A tak:
Jeden kupi używanego Opla, inny nowego Mercedesa z salonu. Obaj będą wykorzystywać samochód do tego samego celu.
Jeden kupi zegarek Timexa za 300 zł, a inny zegarek IWC za 15 tys. Oba będą wskazywać tę samą godzinę.
Jeden kupi dezodorant w markecie, inny perfumy w drogerii. Oba produkty służą temu samemu.
Przykłady można mnożyć.
Michale podzielam Twoje zdanie – w różnorodności piękno. Mi chodziło o to, że są firmy specjalizujące się w unikatowym designie rowerowym zajmujące się renowacją markowych klasyków i nadające im drugie życie. Przy okazji ceny są znacznie niższe.
IMHO i tak kupowanie tak ograniczonego uzytkowo roweru jest bezsensowne.
ps. deo i perfumy sluza raczej do 2 roznych rzeczy…
Przecież to jest rower „bulwarowy” – stworzony po to, żeby sobie przy ładnej pogodzie pojeździć stylowo dookoła rynku, a nie żeby pokonywać nim 100 km trasy, codziennie dojeżdżać do pracy czy tachać go schodami na piąte piętro. Ma tyle samo sensu co zakup drogiego zegarka (po co, skoro Casio G-Shock tak samo wskazuje godzinę, ma fajne funkcje i jest wytrzymały), klasycznego Ferrari (taka sama moc jak w nowoczesnym kompakcie, który w dodatku jest nowocześniejszy, wygodniejszy i mniej pali) albo garnituru na miarę (po co, skoro polar jest wygodniejszy i bardziej praktyczny). Dodam, że do takiego „toczenia się” lepszy jest rower… Czytaj więcej »
Dejko – trafiłeś w sedno – to jest rower jak to określiłeś „bulwarowy” – więc ja pytam po co robić takie rowery? I po co kupować… Żeby pojeździć nim stylowo?
No właśnie po to. Żeby pojeździć nim stylowo.
Pragmatyk sensu w tym nie znajdzie, ale kto bogatemu zabroni? Gdybym miał dużo zbędnych pieniędzy sam bym kupił.
dejko nie jest to przytyk. MI po prostu miejsca na to szkoda. Ale chyba podzielisz moje zdanie, że stylowo z pewnością Pashley będzie wyglądać lepiej – gorzej wyglądać będzie jazda na nim. Pisze dlatego, że widuję na ulicach jak mężczyźni i kobiety próbują być cycle chick bo to ładnie wygląda (zgadzam się tutaj), ale gdy wsiądą na ten rower i ruszą? cóż, powiedzmy, że to już nie jest tak stylowe gdy ten rower prowadzą :)
Ale dlaczego mieliby nie ruszyć? Ten rower ma chyba 5 biegów w piaście. O ile teren nie jest zbyt wymagający (górki, wysokie krawężniki, piach), toczenie się tym po mieście powinno był łatwiejsze niż jazda na dowolnym góralu (support znacznie niżej, wyprostowana pozycja, większa stabilność i ruszasz zawsze z jedynki – bo takie możliwości ma przekładnia planetarna, do tego siodełko które nie włazi w tyłek). Ja na przykład nie lubię pozycji jaką wymusza na mnie rower górski czy szosowy. Wolę pozycję wyprostowaną. Oczywiście dowolny współczesny holender będzie znacznie wygodniejszy niż taki klasyk (czy stylizowany na klasyk), ale nie oznacza to, że… Czytaj więcej »
@dejko – właśnie o tym mówię – o porównaniu komfortu nowszego holendra do pashleya (i cen). Chodzi mi o to, że Pashey (w ujęciu ceny) w zestawieniu do używanego holendra jakim jeździsz będzie mniej komfortowy – estetycznie zaś z pewnością efekt będzie ten sam. Wniosek – estetyka nie musi pociągać budżetu aż tak. Wybór zawsze należy do osoby wybierającej. Wspominałem o firmie bajkijakzbajki – zerknij na ich prace, może samemu coś Ci się spodoba:) Mi chodzi o sposób podejścia „do” – dać drugie życie rowerowi z historią, spersonalizować go, nawet zakupić taki rower to nie lada wyzwanie. Stylizacja na retro… Czytaj więcej »
Amen!
Niech każdy jeździ czym chce. Ważne, że Polacy ruszyli masowo na rowery, do biegania. Wszystkim to wyjdzie na zdrowie.
> bo brak przerzutek, stalowa rama i widelec (wiec waga okolo 20kg) wykluczaja go z jazdy w trasach
Akurat ani brak przerzutek, ani użycie stali nie dyskwalifikuje roweru jako „trasowego” (powiedziałbym, że wręcz przeciwnie ;-) Cechy te nie muszą także wiązać się z wysoką masą sprzętu (zdziwiłbyś się ponosząc mojego Inbreda
albo jadąc nim w konkretniejszą traskę…)
Natomiast oczywiście nie wierzę w unikalność sprzętu za 3-4 tys. złotych (zwłaszcza, jeśli ma zamontowane siodło Brooksa). Wiem ile kosztuje porządna stalowa rama (nie mówiąc o Reynoldsie), wiem ile kosztuje taki osprzęt.
PS może warto dodać, bo widzę, że ten wątek przewija się tutaj zdumiewająco często: ten rower JEST WYPOSAŻONY W PRZERZUTKI. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia by zobaczyć mechanizm.
Cieszy mnie, że w Polsce wraca moda na rowery. Nie rozumiem jednak całej otoczki: markowe rowery, stylizacje na rower, itd. Takie to… sztuczne, wydumane. Mieszkam w Holandii, na rowerze jeżdżę codziennie, sporo (praca, uczelnia, miasto, impreza, zakupy w spożywczaku). Przez pięć lat miałam 4 rowery, żaden nie kosztował więcej niż 90 euro (używane). Wszyscy tak jeżdżą. Nie strach, że ukradną, że się siodełko zepsuje na deszczu/mrozie. Dobieram ładne torby i koszyk, żeby podwyższyć estetykę i jest fajnie ;) Żeby nie było – zawsze marzyłam o pięknej damce z czarną ramą, dodatki z brązowej skóry, wielki wiklinowy kosz. Eh… Ale z… Czytaj więcej »
Szacuneczek Za Detale Brooks’a (siodełko + chwyty)! Rower Idealnie Do Pana Pasuje… Jestem Jednak Ciekaw Czy Dałby Pan Zamienić Ten Klasyczny Rower Na Coś Bardziej Nietypowego, Tj. Cruiser Lub Custom ;)
Panie Michale kurtka w którą jest Pan ubrany jest jakiej marki?Gdzie ją szukać?
To marka Navigare, kupiona dawno temu w TK Maxx.
Zacznę od tego, że cenię Pana bloga i szczerze wierzę w misję niesienia kaganka oświaty w nasze słabo ubrane społeczeństwo :) Nie chcę być poczytany za „hejtera” bo to modne słowo ostatnio ale ten artykuł nosi wszelkie znamiona mocno sponsorowanego. Jeśli chodzi o sesję to naprawdę wyszła fajna, zresztą to jedno z moich ulubionych miejsc w Kielcach, ale już przechodząc do merytorycznej kwestii jest gorzej. Przedstawiany rower ma wg mnie tylko jedną zaletę – ładnie się prezentuje na sesji fotograficznej. Waga jednośladu pozostawia wiele do życzenia, brak przerzutek również – proszę mi opowiedzieć jak się wjeżdżało Zamkową pod górkę :)… Czytaj więcej »
@Hrabicz Nigdy nie ukrywałem współprac komercyjnych i ta również jest takową. „Ich produkty od kilku lat budziły mój zachwyt, więc szybko doszliśmy do porozumienia w sprawie współpracy i od kilku tygodni jestem szczęśliwym posiadaczem ich najpopularniejszego męskiego modelu – Roadster”. Nie zmienia to faktu, że wybór firm do takich współprac jest od początku istnienia bloga taki sam – muszą to być produkty, których sam używam lub chętnie bym używał i polecał z czystym sumieniem. Mam ten komfort, że tych propozycji jest tak dużo, że mogę robić selekcję. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie: – rower ma 5 biegów i na komfort… Czytaj więcej »
Pozwolę sobie zacytować i się nie zgodzić: Jeden kupi używanego Opla, inny nowego Mercedesa z salonu. Obaj będą wykorzystywać samochód do tego samego celu. Jeden kupi zegarek Timexa za 300 zł, a inny zegarek IWC za 15 tys. Oba będą wskazywać tę samą godzinę. Jeden kupi dezodorant w markecie, inny perfumy w drogerii. Oba produkty służą temu samemu. Trochę to pachnie demagogią: – wyższośc nowego Mercedesa nad używanym Oplem czy innym samochodem nie podlega dyskusji, Nowy Mercedes jest droższy i w zamian oferuje więcej. W sprawie z rowerem problem polega na tym, że jest droższy niż inne rowery w tej… Czytaj więcej »
@Hrabicz
Jeszcze raz powtórzę: walory czysto użytkowe i parametry techniczne nie dla każdego są najważniejsze. Dotyczy to każdej branży.
Okno plastikowe o doskonałych parametrach technicznych można kupić za 1,5 tys zł, a jednak są ludzie którzy kupują okna dębowe za 3 tys zł (jeszcze czekają na nie dwa razy dłużej), które są gorsze jeśli chodzi o parametry techniczne, żywotność, konieczność konserwacji.
> brak przerzutek również ? proszę mi opowiedzieć jak się wjeżdżało Zamkową pod górkę :) a to mała góreczka tylko.
A ja widzę dwie linewki odchodzące od prawego chwytu, tudzież podejrzanie napuchniętą piastę tylną. Więc sięgam do specyfikacji i czytam „5 biegów w tylnej piaście Sturmey Archer”. Klasyczna planetarka.
Rozumiem, że dziś takie czasy, że jeśli nie ma napisu SHIMANO, to nie da się jeździć, ale warto sprawdzać fakty:
https://en.wikipedia.org/wiki/Sturmey-Archer
Mój błąd odnośnie przerzutek, chylę czoło
Panowie, brak przerzutek w tym rowerze????? Gdzie niby ten brak????? 5 przełożeń Sturmey Archer na miasto jest w sam raz. To jest rower miejski do jazdy po mieście. Góral służy do jazdy w górach, kolarzówka do jazdy na dystansach, krosowy i trekingowy do jazdy mieszanej a bmx do ekwilibrystyki. Każdym rowerem można jeździć po mieście ale jak ktoś ma górala to proponuję inwestycję w drugi komplet kół do miejskiej jazdy.
@Tomku skąd ten puryzm co jest do czego? To, że coś wymyślono i zrobiono z myślą „o” nie znaczy, ze jest „jedynie do”
Dlatego napisałem, że każdym rowerem można po mieście jeździć i ostre koło daje radę i góral da radę i Ukraina oraz Pelikan albo Wigry jednak nie na darmo są różne modele (tak jak w motoryzacji). Do górala zalecam drugi komplet kół do jazdy miejskiej, będzie wygodniej i szybciej. A teraz Wojtku w odpowiedzi na „To, że coś wymyślono i zrobiono z myślą „o” nie znaczy, ze jest „jedynie do” Wyobraź sobie gościa na składaku w Downhillu albo downhillowca na szosie albo górala na torze a torowca na miejskim bruku. Da się owszem ale w imię czego?
HIPSTERSTWA!
Nie wiem co „gorsze”… hipster na klasycznym rowerze miejskim, wolno sunący ścieżkami rowerowymi w centrum, czy leming na swoim nowiutkim rowerze do downhillu, gwiżdżący terenowymi oponami po płaskich jak stół ścieżkach rowerowych, w pełnym stroju cyklisty, z garniturem w plecaku – a to wszystko, żeby pokonać dystans paru kilometrów z domu do pracy.
Ciekawe zestawienie butów (czy to Sperry?) i skarpet ( jaka to marka, panie Michale?).
Zawsze myślałem, że buty żeglarskie będą dobre jedynie z gołą stopą, ten zestaw jest indywidualną manifestacją :)
Buty Timberland, skarpety Burlington.
Jeśli chodzi o łączenie mokasynów ze skarpetami, to polecam ten wpis:
https://mrvintage.pl/2012/08/mokasyny-i-skarpety-czy-wypada-je-laczyc.html
Panie Michale, piękny rower, gratuluję! Mając holenderkę już 3 lata, nie wyobrażam sobie jeżdżenia po mieście bez niej. Kupiłem swoją za 8 euro na Ebay’u niemieckim (praktycznie w nowym stanie), jestem nią zachwycony i wiem, że będzie mi służyć jeszcze długie lata. Tak jak wyżej napisano, są to rowery do jazdy typowo po mieście, w formie relaksu. Do celów sportowych są inne typy dwukołowców.
Pozdrawiam!
Jak widzę w miescie rower z geometria górala to śmiać mi sie chce.. Jak jeszcze widze jak ktoś nim w marynarce pomyka… ;) Ok bez zlośliwości, ale poważnie lepszym wyborem byłoby coś w stylu amerykanskim co by siedzieć jak panisko a nie leżeć :) Jedno jednak trzeba przyznać rower jest bardzo stylowy.
Gratuluję zakupu. Sam się przymierzam do zakupu roweru (póki co, korzystam z miejskich), ale mnie po głowie chodzi kolarzówka.
Przypomniało mi to jednak, że miałem sprawę do specjalistów, czyli do Ciebie i Szarmanta – jak być eleganckim na rowerze? Ewentualnie, czy da się uszyć funkcjonalny garnitur na miarę do jazd na rowerze, a zwłaszcza na kolarce? Widziałem sporo zdjęć pod hasłem „classy commuter”, ale zastanawia mnie, na co zwrócić uwagę, żeby było wygodnie i z klasą.
Pewnie można uszyć garnitur na rower, pytanie tylko czy ma to sens? W takim garniturze raczej nie będziesz chodził w pracy, więc i tak trzeba wziąć pod uwagę przebranie w miejscu docelowym. Moim zdaniem nie ma to sensu.
Jeśli ktoś chodzi na co dzień w garniturze i chce podróżować rowerem, to moim zdaniem nie ma nic złego. Oczywiście trzeba uważać by nie zabrudzić spodni i nie zahaczyć nimi o jakieś ostre krawędzie.
Wtrącę się, jeśli mogę. Na rowerze miejskim można jeździć w każdym garniturze (mieszkam w Holandii, panów we frakach tez się widuje na rowerach). Przydałoby się, żeby rower miał osłonę na łańcuch, aby nie brudzić nogawki (ewentualnie klips/opaska/podwinięcie nogawki, ale mi osobiście nie wydaje mi się to zbyt praktyczne). Trzeba też brać poprawkę na to, że skórzane podeszwy butów mogą się szybciej niszczyć (charakterystyczne zarysowania na podeszwie od krawędzi pedałów), ale przecież od chodzenia po chodniku też się zużywają. Jeśli rower wymusza pozycję na wpół leżącą, wygodnie będzie rozpiąć marynarkę. Teczka powinna być wyposażona w odpinany długi pasek (wtedy spoczywa na… Czytaj więcej »
Dzięki za odpowiedź. Będę miał o czym myśleć.
nie no blagam!!!! „””funkcjonalny garnitur na miarę do jazd na rowerze””” ?! czy wyscie poszaleli!?!?! to mial byc blog dla MEZCZYZN a od dluzszego czasu obserwuje szczyt snobstwa, buractwa, lalusiostwa i narcyzmu polaczonego z pedantyzmem?! jeden bedzie impregnowal rekawiczki zimowe przez lato, inny bedzie szyl garnitur na miare do jazdy rowerem…. ;o
ludzie czy wyscie powariowali…..? :-/
Jestem zachwycony. Nie dość, że można poczytać ciekawe rzeczy, to jeszcze diagnoza psychiatryczna za darmo. Dzięki! :)
@dominik – dałbym łapkę w górę ale takiej opcji nie ma :)
Tak Dominik, powariowali.
A ja też się chętnie podpiszę … to co prezentuje MrV należy traktować jako modowy dodatek do ubioru … a nie przedmiot użytkowy. Jazda w garniturze na rowerze do pracy …. kto wytrzyma z takim „intensywnie rozsiewającym swoją aurę’ gentlemanem przez 8-mio godzinny dzień pracy?
„Kto wytrzyma z takim ?intensywnie rozsiewającym swoją aurę? gentlemanem przez 8-mio godzinny dzień pracy?”
Ja chociażby. Znam kilku takich gentlemanów, i nie zorumiem jaki problem chcesz zasugerować, co sobie wyobraziłeś?
Polecam wycieczkę do UK. Tam co drugi mężczyzna jadący do pracy na rowerze jest w garniturze…
specjalnie nie masz sie co dziwic, bo w UK co drugi mezczyzna jezdzacy do pracy w garniturze rowerem to arab albo hindus…
Nic nie musiałem sobie wyobrażać. Mam to na co dzień. Jeden z „fabrycznych” kolegów przyjeżdża do pracy rowerem (ostre koło więc modnie). W tak ciepły dzień jak dzisiaj, gdy wchodzi do biura, najpierw go czuć później dopiero widać. A w ciągu dnia efekt się tylko nasila. Jemu oczywiście to nie przeszkadza.
Tez mnie to smieszy i zniesmacza zarazem. Typowe nadecie aspirujacych i nowobogackich. Wydali wiecej niz mogli i powinni zeby sie pokazac, doszlusowac do smietanki i byc trendy, a teraz celebruja, kadza sie tymi rzeczami i drza ze strachu, zeby tego nie stracic. Albo zarobili swoje pierwsze przyzwoite pieniadze i zrobia wszystko, zeby wygladac jak elita elity. Oczywiscie brak lub sztuczna nonszalancja od razu ich zdradza…
Ech, Polacy, Polacy… smiesznie wygladacie z oddali.
Ps. ladny rower.
Jak ja nie lubię ortodoksów.
Panowie jeśli macie taką ochotę to śmiało, śmigajcie do pracy na crosach, kolarzówkach, góralach, czy na innych cudach techniki. Zamontujcie sobie pedały SPD licznik kadencji oraz Garmina na kierownicy, żeby mierzył wam wszystkie osiągi. Zakladajcie do tego lajkry, koszulki CCC team i kurtki z softschelu na chłodniejsze dni i jarajcie się, że w tym tygodniu uzyskaliście lepszą średnią prędkość o 0.3 km/h. Proszę bardzo.
Ale nie czepiacie się tego, że ktoś chce na luzie przejechać sobie 5 km do pracy w marynarce, krawacie i na pięknym, nie sportowym rowerze.
Czekam teraz na artykuł o tym jak się ubrać na rower, by było schludnie i wygodnie…
Dokładnie tak samo jakby pan jechał samochodem/komunikacją miejską/szedł pieszo.
Ot to.
Mnie z kolei zastanawia jak Ty sobie radzisz bez samochodu oraz to jaki model byś wybrał gdybyś miał zamiar nabyć?
Mnie też to zastanawia. Szczerze mówiąc myślałem, że Michał jeździ jakimś starym Oplem Astrą Classic, dlatego nie wypowiada się na temat motoryzacji do momentu, aż Aston Martin podpisze z nim współpracę. A tu się okazuje, że w ogóle. Przecież to już nie tyle wygoda w jeździe po mieście, co w jeździe między miastami. Zamiast kisić się w komunikacji publicznej, zawsze lepiej i wygodniej pojechać swoim. A jeszcze jak się działalność gospodarczą prowadzi…
Za to jakie oszczędności… Nic tak nie drenuje budżetu osobistego jak samochód używany w celach konsumpcyjnych.
To temat na dłuższy wpis, ale postaram się w skrócie: 1. Oszczędności – samochód generuje co najmniej kilkaset złotych miesięcznie; bardziej realną kwotą jest 1 tys zł. Sam zakup samochodu czy nawet leasing to dodatkowe koszty. Do tego dochodzą mandaty, przeglądy, naprawy, części itp. Na komunikację publiczną, miejską, taxi wydaję zazwyczaj nie więcej niż 200 zł miesięcznie. 2. Mieszkam w miejscu, gdzie w odległości maksymalnie 20 minut piechotą mam wszystko czego na co dzień potrzebuję – sklepy, markety, galerie handlowe, starówka Kielc, park, zalew, dworzec, przychodnia, szpital, przedszkole. Posiadanie samochodu w takiej sytuacji rozleniwia. 3. Pracuję z domu, mój zawód… Czytaj więcej »
Dzięki za odpowiedź. Wszystko to rozumiem i podzielam Twoje zdanie. Samochód jest niezwykle kosztowny. Ten 1000 PLN miesięcznie jest prawdziwy.
Jest tylko jedno „ale” – weź to wytłumacz kobiecie :-)
Nie mogę się zgodzić co do kosztów użytkowych. Przy ciężkiej nodze i codziennej jeździe mój dwulitrowy diesel spala ok 10l paliwa. Tankuję go mniej więcej co 4 tygodnie i wydaję na to max 270zł. Przeglądy to dodatkowe 100zł w skali roku. Inne koszty są marginalne, więc nawet ich nie uwzględniam. Radzę pomyśleć nad samochodem, to wielce użyteczna rzecz ;)
Michale muszę o to zapytać – miałeś kiedyś własny samochód?
@softshell
Nie miałem, bo go dotychczas nie potrzebowałem.
Michał, z tymi kosztami to poleciałeś – chyba, że chcesz od razu używać Mercedesa S klasę. Przede wszystkim koszty licz na kilometr, a nie na miesiąc. Mój samochód wygenerował (a właściwie wygeneruje, bo tankuję po niedzieli) w tym miesiącu koszt 120 zł za paliwo, bo przejechałem nim jakieś 360 km. Z tego za każdym razem staram się kogoś zabierać gdy jadę w dalszą drogę (kilkadziesiąt km) i ten ktoś dorzuca mi się do wachy. Realne koszty paliwa w tym miesiącu to ok 60-70 zł. Ostatni raz do mechanika zajechałem w październiku, kiedy to wymienił mi płyny eksploatacyjne. Mandatu jak na… Czytaj więcej »
No z tym tysiącem pewnie przesadziłem, ale z drugiej strony należy też doliczyć koszty związane z zakupem pojazdu. W przypadku używanego powiedzmy, że będzie to 15-20 tys, w przypadku nowego 45 tys za jakiś podstawowy model. Jeśli weźmiemy pod uwagę leasing, to wydatek ok. 400-600 zł miesięcznie.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wkrótce nadejdzie taki moment, że posiadanie samochodu okaże się dla mnie niezbędne, ale póki co nie jest.
Panowie, liczmy koszt całkowity. Paliwo to zazwyczaj nie więcej niż połowa kosztów. Trzeba liczyć koszt zakupu, amortyzację i koszt alternatywny, gdyby te pieniadze leżały na lokacie bankowej – to nie jest zakup za 5 zł.
Jeżeli podliczycie to wszystko (jasne, że zależy jaki samochód kupujemy) to spokojnie wyjdzie Wam 1 PLN za 1 km przy samochodzie kupionym za kilkanaście tysięcy złotych i przebiegach 1000 km miesięcznie. Proponuję przejrzeć sobie dzienniki kosztów tutaj: http://www.autocentrum.pl/dziennik-kosztow/ Nie ma tu liczonych kosztów zakupu, utraty wartości etc. a koszt jednego kilmotera nierzadko wychodzi w okolicach 0,70 PLN/km.
> Mój samochód wygenerował (a właściwie wygeneruje, bo tankuję po niedzieli) w tym miesiącu koszt 120 zł za paliwo, bo przejechałem nim jakieś 360 km. Właściwie to przy przebiegu 360 km miesięcznie (co daje statystycznie niespełna 4,5 tys. km rocznie) można spytać: po co w ogóle Tobie automobil??! ;-) Dołóżmy do tego jeszcze inne koszty — wspomniane przez Ciebie przeszło 2000 zł za serwis auta — i okazuje się, że każdy jeden kilometr w aucie kosztował Cię prawie 2 złote (plus koszty paliwa). Wiem coś o tym, bo sam nie jeżdżę dużo; do pracy mam 12,5 km, które przebywam… rowerem (świątek,… Czytaj więcej »
Właśnie chodzi o tę prowincję, na której mieszkam. Zresztą przebiegi wyglądają tak, ze jednego miesiąca jest to 350 km, a drugiego 3 500 km, ale nawet pomijając to: – komunikacja miejska w moim mieście to jedna linia główną ulicą, oparta na niewielkich, rozklekotanych, jeżdżących bez rozkładu busach. Co więcej w okresie wakacyjnym nie jeździ wcale, bo nie mają zarobku na uczniach dojeżdżających do szkoły. – komunikacja międzymiastowa działa w miarę sprawnie tylko na jednej linii do jednego miasta. I to też bez rozkładu, oparta na tych samych busach co powyżej. Do każdego innego miasta transportu albo nie ma, albo jest… Czytaj więcej »
@dejko: > Właśnie chodzi o tę prowincję, na której mieszkam. (…) – komunikacja miejska w moim mieście to jedna linia główną ulicą, oparta na niewielkich, rozklekotanych, jeżdżących bez rozkładu busach. (…) – komunikacja międzymiastowa działa w miarę sprawnie tylko na jednej linii do jednego miasta. (…) – jest linia kolejowa, ale jeździ po niej tylko szynobus do większego miasta. Tak, przyznaję, że z perspektywy mieszkańca miasta, w którym jest już nawet stadion ;-) mogę się mądrzyć — ale infrastrukturalne zapuszczenie Polski powiatowej jest wyraźne: często po prostu polikwidowane linie kolejowe (vide całe południe Dolnego Śląska, gdzie za Prusaka wszystko działało… Czytaj więcej »
> Nie 1800, lecz przeszło 2200 zł, bo przecież akumulator to też serwis i też koszt. > nie dziwne, że tak wiele aut jeździ w okropnym stanie technicznym No właśnie. Bo licząc w inny sposób, mój samochód problem z jazdą miał tylko raz – jak strzelił jakiś czujnik za 120 zł. Wszelkie inne naprawy nie unieruchomiły samochodu i na dobrą sprawę mogłem z nimi jeździć i nawet przejść przegląd. Naprawiałem na wszelki wypadek lub po to, żeby lepiej działało. Żadna z napraw z tych 1 800 nie była konieczna, nawet ten akumulator dałoby sie podładować, a w lecie jeszcze by… Czytaj więcej »
Proszę nie pisać tekstów dziwnej treści. Nie każdy żyje z pisania bloga. Proszę pana, ja wstaję o 5.30. Wychodzę do pracy o 6.30. Samochodem dojeżdżam w 20 min. do pracy. Gdyby nie autko, musiałbym dojść do przystanku (5 minut), dojechać do centrum miasta autobusem (25 minut minimum), przesiąść się na następny autobus (10 minut przy założeniu, że wysiadam i wsiadam) i wreszcie dojść do biura (5 minut). W tej sytuacji musiałbym na kolację zjeść śniadanie. A mieszkam w dużej aglomeracji. Pan jeździ tylko tam, gdzie jeżdżą autobusy, pociągi i tramwaje? Proszę zejść na ziemię.
Ale to, że piszę bloga i z tego się utrzymuję nie ma żadnego znaczenia. Pracuję zawodowo od 12 lat (w różnych zawodach i stanowiskach; z domu pracuję dopiero od roku) i przez tyle lat nie czułem potrzeby posiadania samochodu, ale oczywiście rozumiem osoby, których warunki pracy, miejsce zamieszkania, styl życia, wygoda/lenistwo zmuszają do posiadania czterech kółek. Przez te 12 lat przebyłem trochę kilometrów po Polsce i jako praktyk potwierdzam, że można sobie poradzić bez samochodu i dotrzeć praktycznie w każdy zakątek Polski. Oczywiście czasem wymaga to kompromisów (np. jadąc w góry szukam hotelu/pensjonatu do którego bez problemu dojadę komunikacją publiczną),… Czytaj więcej »
I jeszcze jedno.Gdyby koszty utrzymania samochodu były takie jak pan napisał, po Polsce jeździłaby 1/4 tego co jeździ.
Jeśli doliczymy do tego koszt zakupu auta lub leasing/raty, to tyle wyjdzie (600-800 zł/miesiąc). Nie ma cudów. Oczywiście mam na myśli auto średniej klasy – nie najtańsze, ale też nie premium.
Proszę pana, ja pracuję przeszło 30 lat. I też były lata, że nie miałem samochodu, dojeżdżałem tramwajami, autobusami. Nocą, w zacinającym deszczu, w kopnym śniegu. Wszystko się da. Tylko pokonanie dystansu kilkakrotnie szybciej, wygodniej (tak, wygodniej) to dla mnie postęp cywilizacyjny, a nie lenistwo, co pan zgrabnie sugeruje. Najlepiej biegajcie. Z plecaczkiem na plecach. Run, Forrest, run!
Ale po co ta złośliwość? Ja nie czuję się gorzej z powodu braku samochodu, a z Twojej wypowiedzi wynika, że brak samochodu w dzisiejszych czasach to zacofanie.
Każdy przedstawił swoje opinie i niech tak zostanie. Po co na siłę wmawiać komuś, że to co dla niego jest lepsze (posiadanie samochodu) będzie też najlepszym wyborem dla każdego innego? Ja tego nie robię. Rozumiem entuzjastów posiadania własnego samochodu i tych, którzy faworyzują transport publiczny.
A dlaczego zagorzali zwolennicy własnego samochodu nie wspominają nic o bezpieczeństwie, a dokładniej obniżonym bezpieczeństwie? W ciągu ostatnich 10 lat w wypadkach samochodowych straciłem troje bliskich osób: dwa razy z winy innego kierowcy, raz mój znajomy zasnął za kierownicą. Każdego dnia na polskich drogach ginie 15 osób w wypadkach samochodowych. Najgorsze jest to, że choćbyś był najlepszym kierowcą, to zawsze możesz trafić na jakiegoś idiotę, który wjedzie ci na czołówkę. W transporcie publicznym też zdarzają się wypadki, ale nie tak tragiczne. Prawa fizyki są nieubłagane – duży pojazd trudniej ulega zniszczeniu niż mały. Przykład z dzisiejszego dnia: http://kontakt24.tvn24.pl/temat,wypadek-polskiego-busa-i-osobowki-nie-zyje-kierowca,121030.html?categoryId=496 Na zachodzie… Czytaj więcej »
To wszystko zasadniczo prawda – dopóki się nie ma dzieci. Gdy się je ma, to zaciska się zęby i płaci. Bo targanie ich komunikacją publiczną/rowerem zamienia życie w pasmo udręk.
@Adnrzej – twierdzisz, że na rowerze jesteś bezpieczniejszy niż ja w samochodzie? Zabawne. Jeśli trafi się idiota, to wjedzie w ciebie stojącego na przystanku (patrz: zdarzenia z nowego roku, gdzie pijany debil wyleciał z jezdni i zabił ileś tam osób na chodniku). Porównujesz skutki zderzenia kilkunastu tonowego autobusu rejsowego z samochodem osobowym – porównaj z ciężarówką. Albo zobacz na skutki zderzenia przeładowanych busów jeżdżących na łeb na szyję między mniejszymi miastami. Polska to nie tylko Warszawa, Kielce i Gdańsk, gdzie dojeżdżasz sobie wypasionymi, luksusowymi autobusami. Ile osób zostało pobitych w autobusach komunikacji miejskiej, a ile w swoich prywatnych samochodach? Ile… Czytaj więcej »
Wygoda, wygoda, wygoda. Nuda kolego Dejko.
Gdyby wszyscy w życiu kierowali się tylko wygodą, to autor tego bloga pisałby nie o marynarkach i butach na skórzanej podeszwie, lecz o dresach i butach sportowych. I żeby było jasne, piszę to jako posiadacz samochodu.
A propos bezpieczeństwa – sprawdź sobie ile w minionym roku zginęło osób w wypadkach samochodów osobowych, a ile w wypadkach autokarów, pociągów. Statystyki nie kłamią.
Najbardziej śmieszą mnie takie wypowiedzi jak: >Monika Stankiewicz >28/04/2014 o 08:55 >To wszystko zasadniczo prawda ? dopóki się nie ma dzieci. Gdy się je ma, to zaciska się zęby i płaci. Bo targanie ich komunikacją publiczną/rowerem zamienia życie w pasmo udręk. Rozumiem, że osobom, które nie mają i mieć nie będą dzieci jest wszystko jedno, ale czy osoby, które mają lub planują potomstwo zastanawiały się jaką przyszłość budują swoim dzieciom? Chyba nie. Czy zastanawiały się jakie szkody dla środowiska powodują wożąc się samochodem? O ile więcej dwutlenku węgla produkują, niż by poruszały się komunikacją miejską/koleją/rowerem/na piechotę? Dokładają tylko swoją cegiełkę… Czytaj więcej »
@Andrzej – a czego jeszcze oczekujesz? Wypunktowałem sytuacje, w których komunikacja publiczna kosztuje mnie drożej. Powiedziałeś, ze to kombinowanie. Napisałem, że tak jest mi wygodniej. Nie dociera to do ciebie. Pokazałem ci jak wygląda „bezpieczeństwo” komunikacji publicznej poza dużymi miastami – napisałeś, że to nuda. Mógłbym też zestawić jak wygląda człowiek po godzinnej jeździe w lecie autobusem który pokazałem i jak wygląda człowiek po godzinnej jeździe samochodem z klimatyzacją – ale też byś uznał, że skoro dla ciebie jest to bez znaczenia, to dla innych też musi (BTW: gdyby autor bloga uważał, że bez znaczenia jest czy dojedzie gdzieś wygnieciony,… Czytaj więcej »
Najbardziej śmieszą mnie takie wypowiedzi jak: >Monika Stankiewicz >28/04/2014 o 08:55 >To wszystko zasadniczo prawda ? dopóki się nie ma dzieci. Gdy się je ma, to zaciska się zęby i płaci. Bo targanie ich komunikacją publiczną/rowerem zamienia życie w pasmo udręk. Cieszę się, że kogoś rozbawiłam :) Młodzież jest dziś taka ponura. „Rozumiem, że osobom, które nie mają i mieć nie będą dzieci jest wszystko jedno, ale czy osoby, które mają lub planują potomstwo zastanawiały się jaką przyszłość budują swoim dzieciom? Chyba nie. Czy zastanawiały się jakie szkody dla środowiska powodują wożąc się samochodem? O ile więcej dwutlenku węgla produkują,… Czytaj więcej »
Michale, bardzo ciekawy temat wykraczający poza główny nurt Twojego bloga tj. mody męskiej. Sam jeżdżę do pracy na rowerze i marki które kojarzę to np. Kross, Scott i parę innych. Marka którą promujesz pojawiła się w mojej świadomości dopiero po przejrzeniu Twojego wpisu i zdjęć. Napisałem przejrzeniu, ponieważ treść którą dostarczyłeś jest mało dopracowana i słabo przemyślana. Jako uznany i szanowany blogger masz na pewno swoje zdanie na temat rzeczy które opisujesz. Najbardziej w Twoich wpisach cenię to że piszesz prezentując swoją opinię i dodajesz „personal touch”, dzięki temu Twój blog ma wyjątkową wartość. W tym wpisie tego elementu zabrakło,… Czytaj więcej »
Miałem dokładnie takie same odczucia czytając ten wpis.
„Czy naprawdę jeździsz na rowerze i możesz z całą pewnością powiedzieć że jest to przedmiot który służy Ci na co dzień? Czytając komentarze odniosłem wrażenie że największym walorem jaki w nim cenisz jest to że jest ładny.”
Obie te rzeczy przecież się nie wykluczają.
Przede wszystkim od zaawansowania danego środowiska rowerowego zależą i dane poglądy czy są średniowieczne czy postępowe i adekwatne do sytuacji :) Bo rower górski jak sama nazwa wskazuje służy do jeżdżenia po górach. Dlaczego nie chodzicie na wesele w butach do chodzenia po górach? Rower do jazdy po mieście to rower miejski. Wiele osób już się doedukowało i w temacie kultury rowerowej, która u nas zaczęła raczkować. Tak np. w Kielcach, mentalnej dziurze na masach krytycznych 95% rowerów to rowery górskie. Np. w Krakowie czy w Warszawie 95% na masie krytycznej to rowery miejskie a 5% to górskie jakichś niedobitków… Czytaj więcej »
nie pracuję w corpo, ale jak czytam jak ludzie określają ludzi w nich pracujących to ręce opadają…
Gambardella opowiadasz banialuki bo to ze rower gorski albo miejski nie znaczy ze faktycznie sprawdza sie TYLKO w warunkach wskazanych przez producenta. to jest tak samo jak z motocyklami, sa scigacze na tor, streety na miasto, turystyki do turysyki, czopery sam nie wiem do czego…. :P;) no i co? ja od 12 roku zycia jezdze na moto i najlepiej jezdzi mi sie zyletka…. :) no i coz poradzisz? ze instrukcji nie przeczytal i nie wie ze po miescie powinno sie jezdzic czyms innym? :D smiechu warte po prostu. moze sami zacznijmy decydowac w czym czujemy sie najlepiej a nie slepo… Czytaj więcej »
Po prostu nie mogę gdy czytam wypowiedzi przypuszczalnie wielkiego warszawiaka, którego przodkowie kosili trawę na wsi. I co z tego że na że na masie krytycznej pojade na góralu? Mam jeden rower, jeżdże codziennie i wszędzie, góral najbardziej mi odpowiada, i co z tego? Nie muszę zachwalać sprzętu jak Mr V , z który mi zapłacono. To jak z reklamą Delmy:) Do niczego, ale i tak kupią…
Ja tylko mam małe wtrącenie co do podanej wartości procentowej rowerów w warszawie. Mieszkam tu i jeżdżę dużo rekreacyjnie i z moich obserwacji wynikło by, że raczej te 95% to rowery górskie.
Korpo-szczury, niedobitki na góralach. To naprawdę żenujące pisać tylko po to żeby kogoś po obrażać. Nie przyszło Panu do głowy że niektórzy używają rowerów nie tylko do transportu ale także w celach sportowych i rekreacyjnych. Ja mieszkam w mieście i nie mam miejsca na kilka rowerów dla mnie i żony tak aby rower zawsze pasował idealnie do okazji. Używam najbardziej dla mnie funkcjonalnego roweru górskiego bo po mieście jeździ się nim z pewnością dużo lepiej niż miejskim po bezdrożach, a błotniki czy bagażnik i sakwy zakładam kiedy potrzebuję. Po płaskiej jak stolnica Holandii wszędzie się dojedzie drogami rowerowymi więc mieszczuchy… Czytaj więcej »
Trzeba przyznać, że jest bardzo, bardzo ładny, ale aż strach pomyśleć ile waży. Ostatni też zastanawiam się nad kupnem nowego roweru i do gustu przypadły mi modle Krossa z linii Urban, lekka budowa, minimalistyczna stylistyka, 28 calowe koła. Tak właśnie myślałem, że to rower dla Mr Vintage, ale widać, że Mr Vintage poszedł bardziej w vintage.
Waży sporo, ale póki co nie jest to dla mnie utrudnieniem. Roweru nie muszę wnosić po schodach na 5 piętro.
Poszedł w vintage, bo mu zapłacili. Money, money, money.
Hmmm, a nie przyszło ci do głowy, że ten rower mi się podoba, pasuje do mojego stylu i właśnie czegoś takiego szukałem? Przecież piszę o tym w tekście.
Przez 4 lata działalności bloga ani razu nie podjąłem się współpracy, która byłaby podyktowana wyłącznie kasą. Wybieram propozycje współpracy, które są dla mnie atrakcyjne finansowo, ale podstawowym kryterium były, są i będą produkty i usługi, których sam używam lub z czystym sumieniem mogę je polecić swoim czytelnikom.
Wolę pańskie testy niesponsorowane, zawsze są z natury „czystsze”. Ale pana rozumiem. Przy okazji, sorry, trochę mnie poniosło. Pozdrawiam.
Michale – kolejnym artykułem niech będzie moda rowerowa ….. Tak żeby było ładnie, schludnie , ale z uwzględnieniem tego , że to jednak sport i człowiek się poci ….
Zależy jaki rower i do jakich celów się go używa. Niektórzy jeżdżą rowerem codziennie do pracy i na zakupy. Nie dla sportu, a na pewno nie dla potu tylko do codziennego uzytku.
Ale zgadzam się, że moda rowerowa na wycieczkę weekendową i generalnie dla celów sportowych to mógłby byc ciekawy temat.
Jak jest się spokojną i szczupłą osobą na sprawnym rowerze to się człowiek nie poci na tyle żeby było to uciązliwe
Gratuluje wpisu i gustu. Nie jest to rower dla praktyków pokonujących codziennie dziesiątki kilometrów. Z tym dziełem rowerowym jest jak z dobrym rocznikiem koniaku – nie pije się go codziennie tylko delektuje smakiem, kolorem i innymi detalami znanymi tylko koneserom. Podobnie jest z Pashleyem – to marka stanowiąca kwintesencję klasyki – marka z duszą i historią gdzie szczegóły i klasyka grają jak w żadnym innym modelu. I wish I had this one!:)
Na początku żałowałem, że zdjęcia nie są kolorowe, bo choć wprowadzają w klimat początków firmy Pashley to mało co na nich widać. Cieszę się, ż e wdalszej części wpisu się one pojawiły. Zwłaszcza piękne są detale. Widać, że wkładają serce w produkcję tych rowerów.
Gratuluję panu posiadanego roweru.
Co komu do tego czym czym jezdzi pan X? – samochodem, rowerem, deskorolka, czy czym tak jeszcze… Co komu do tego, co sie komu podoba…? – biale, czarne, czy czerwone… Michal wybral jakis produkt i podzielil sie z nami wrazeniami. Dzieki Michal. A jak ktos ma ochote podebatowac nad wyzszoscia malej kulki nad duza…. – to chyba lepiej poszukac odpowiedniego do tego forum… Mi sie akurat ten rower nie podoba…, ale co to ma do rzeczy…. A co do tych co tak zachwalaja korzystanie z samochodow i koszty z tym zwiazane…. no coz: kto moze niech stara sie nawet jezdzic… Czytaj więcej »
Widzę kolego, że pijesz do mnie i wyzywasz mnie od idiotów. Zwykle nie odpowiadam na zaczepki pieniaczy, którzy zaczynają wypowiedź od „niech każdy uważa jak chce”, a kończą na „jakim trzeba być idiotą by uważać inaczej niż ja”, ale myślę, że kilka suchych faktów być może wpłyną na to, że jak następnym razem kogoś zaczniesz obrażać, to wcześniej zastanowisz się chociaż przez chwilę, czy przypadkiem ty sam nie robisz z siebie idioty. Więc proszę bardzo… Proste wyliczenie przykład pierwszy: 4 osobowa rodzina, musi pokonać trasę z punktu A do punktu B. Punkt A jest niewielką miejscowością, punkt B wsią oddaloną… Czytaj więcej »
A i jeszcze jedno, gdybyś zastanawiał się skąd te kwoty za kilometr. Ewidencjonuję wszystkie wydatki związane z moim samochodem. Wszystkie koszty z nim związane odkąd go używam (włącznie z ceną zakupu 21 500 zł), podzieliłem przez ilośc przejechanych w tym czasie km i wyszło 0,64 zł za km.
0,33 zł za kilometr to koszty samego spalonego paliwa… wyliczenie: sumaryczne koszty tankowania podzielone przez ilość przejechanych kilometrów.
Teraz poproszę o porady, jakbyś to załatwił taniej, wygodniej, mniejszym nakładem czasu oraz energii.
Dejko, ale przykłady, które opisujesz to już „kombinowanie”: tu wezmę 3 dodatkowe osoby, tu wezmę rodzinę, a przecież nie zawsze tak się jeździ. Jeśli ktoś pokonuje duże odległości sam, to nie ma możliwości by podróż samochodem była tańsza. Wiem co piszę, bo sam mam dwulitrowego diesla, nie narzekam na sytuację finansową, a mimo tego dłuższe trasy wolę pokonywać Polskim Busem, o którym Michał wspomina. I nie chodzi tutaj wyłącznie o oszczędność pieniędzy, ale oszczędność czasu. Często jeżdżę na trasie Łódź-Katowice i pokonanie tej trasy samochodem zajmuje 3 godziny z hakiem. Polski Bus jedzie 3:40. Ten czas mam dla siebie: odpisuję… Czytaj więcej »
A jazda komunikacją publiczną (zwłaszcza w sytuacji gdy wiezie się więcej niż własne 4-litery) to nie jest kombinowanie? Wyjazdy z rodziną (o ile takową się posiada), to nie żadne dziwo, tylko naturalna rzecz. Chciałem pokazać, że są scenariusze gdy jazda samochodem wychodzi taniej niż komunikacją publiczną i to pokazałem. Oczywiście można założyć, że jest się wielkim paniskiem, każdy w rodzinie ma swoje auto i do cioci na imieniny jeździ każdy swoim – ale chyba nie chodzi o prezentowanie skrajności. Dogadanie się z kumplami z pracy to również nie jest zbyt duży wysiłek. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji i wymagań. Ja… Czytaj więcej »
Panowie, już nie wyzywajcie się dalej :)
Każdy przedstawił swoje zdanie i każdy z was ma rację w sytuacjach, które opisujecie. Są sytuacje gdy samochód jest najlepszym rozwiązaniem, a są takie gdy komunikacja publiczna wygrywa. Wszystko zleży od stylu życia, miejsca zamieszkania, oczekiwań i wielu innych czynników. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie „komunikacja publiczna czy samochód?”.
Dejko, i tak nie wygrasz. Ta cała hipsteria i tak wszystko wie najlepiej. Przypomina mi to faceta od ekonomii politycznej socjalizmu (studia, lata 80-te), który całą godzinę przekonywał nas o wyższości komunikacji publicznej nad prywatnym samochodem. A my oglądaliśmy pod ławką rocznik Auto Motor Sport z samochodami z całego świata, marząc o przejażdżce ze swoją dziewczyną czerwonym kabrioletem. Nie tylko rowery bywają piękne, Mr Vintage. Notabene, nie pisał pan kiedyś o Fordach na tym blogu?
Owszem, ale piękne samochody kosztują „trochę” więcej niż piękne rowery.
Jeszcze raz powtórzę: nie ma jednej odpowiedzi na pytanie „co jest lepsze: komunikacja publiczna czy samochód?”. Jest wiele czynników i w zależności od zamożności, miejsca zamieszkania, stylu życia, rodzaju pracy, odległości jakie się pokonuje – odpowiedzi mogą być różne.
Dla mnie na chwilę obecną komunikacja publiczna wygrywa, ale nie wykluczam, że za trzy miesiące zmienię zdanie i uznam, że bez samochodu nie będę w stanie żyć.
@Hoon – nie będę przekonywał Cię liczbami, ale powiem CI tylko tyle, że uzależnienie od komunikacji miejskiej, która w różnych miastach/wsiach w PL działa to przede wszystkim strata czasu. Samochód to nie majątek – każdego dziś stać na auto bo to nie jest towar luksusowy (pomijam model Jaguara XJ). Jeśli ktoś musi dojechać do urzędu PKS-em bo innego połączenia nie ma to musi brać dzień wolnego. Gdy masz auto nie jesteś zależny od rozpiski przyjazdów i odjazdów – licz nie tylko cenę za km ale tez czas, jaki poświęcasz na dojazdy. Co do Michała wyliczeń kosztów za auto – Wiesz… Czytaj więcej »
Dobrze, że podjąłeś rowerowy temat. Można go dalej rozwijać, pisząc np. o tym, czy na rowerowy przejazd do biura ubierać garnitur, czy coś innego oraz o rozwiązania w zakresie eleganckiego i praktycznego sposobu przewożenia bagażu (teczek, toreb) na rowerze (np. haki na bagażnik – patrz duńska marka Velorbis – rozwiązanie tak genialnie proste, że aż prosi się o kopiowanie). Taka tematyka to także duże pole do popisu do współpracy z ewentualnymi sponsorami.
Pozdrawiam,
Krzysztof
Panie Krzysztofie. W co Pan ten ten garnitur chce ubrac? :-)
BTW – dyskusja zaczęła przypominać komentarze na pudelku :-)
Czekam aż ktoś wreszcie napisze – Wszystkiemu są winni Masoni i Cykliści :-)
i Tusk :)
Rower bardzo ładny.
Gdyby jednać kupować – 3000zł za rower to kwota absurdalnie wysoka.
Osobiście posiadam pięknego, stylowego i klasycznego holenderskiego Batavusa o identycznych „funkcjach” co powyższy i nieustępującego mu stylistyką – kupiłem go za 200zł na Allegro. Do tego kolejne 2 stówki na podmianę części. i mam rower jak marzenie ;)
No i super. Ja swojej żonie kupiłem holenderską damkę za 80 zł na Allegro, sam go odpicowałem i też ma rower jak marzenie.
Michał – poleciałeś – żona ma rower za 80 dych a Ty za 3,5 kafla? :) Ładne rzeczy:)
No to jak się tak chwalimy to dziecku kupiłem PEUGEOTA za 600 PLN. Bardzo dobra cena, choć dzieciak (4 lata) nie jest jeszcze w stanie docenić starań tatusia, który się nieźle napocił żeby być oryginalnym.
Mariusz w oczach dziecka jesteś bohaterem a auto wg syna – bezcenne:)
Rower PEUGEOTA niestety nie zrobił ze mnie bohatera, ale dzięki za miłe słowa
dejko hmmm.. ok za idiote przepraszam….ale teraz czas na moje wyliczenia jak tak chcesz…: Przyklad 1 poruszam sie w miescie z punktu A do B – trasa okolo 10 km. Bilet okolo 3,50zl , moje auto: 2300 benzyna po miescie pali okolo 13l/100km (nie tak bardzo duzo jak dla mnie) czyli spali okolo 1,3 litra x 5,30 = okolo 7zl nie liczac kosztow amortyzacji, olejow, parkingow itp… Przyklad 2 dzisiaj jechalem akurat z Kielc do Warszawy auto spalilo okolo 9l/100km, czyli trasa okolo 200km = 9 x 2 = 18 litrow paliwa x 5.30zl = okolo 95zl i dalej nie… Czytaj więcej »
Nie sluzy silnikowi odpalanie na mrozi i zostawianie go na kilka minut – silnik zuzywa i niszczy sie wlasnie wtedy kiedy jest zimny – najlepiej odpalic i delikatnie od razu wyruszyc w droge.
Na koszt użytkowania samochodu składa się to wszystko co wypływa z naszego portfela fizycznie plus utrata jego wartości i koszt alternatywny w postaci inwestycji tych pieniędzy w lokatę bankową.
Podsumowywałem nie tak dawno koszty użytkowania przez 3 lata Toyoty Corolli z oszczędnym silnikiem diesla i przebiegiem rocznym 24 000 km. Wyszło mi ponad 1 PLN za 1 km.
Albo za koszt użytkowania uważasz koszt zakupu auta, albo koszt jego utraty wartości. Nie możesz używać obu na raz, bo dojdziesz do absurdalnego wniosku, ze nie sprzedając go w ogóle zapłaciłeś za niego podwójnie (co jest przecież bzdurą). Mocno naciągany jest też alternatywny zysk z lokaty. Tak gdybając można by wciągnąć w koszty hipotetyczną szóstkę w totka, której się nie trafiło, bo pieniądze zamiast na kupony poszły na zakup samochodu. Znowu rozwijając to, okazałoby się, że osoby trzymające pieniądze w skarpecie tracą – a przecież pomijając inflację (z tego co słyszałem, obecnie mamy deflację), żadnej straty fizycznie nie ponoszą. Za… Czytaj więcej »
w kontekscie lokaty i fiskusa sie mylisz. zawsze przy inwestycjach (juz nie mowie o aucie za kilkanascie tysi) liczy sie altarnatywe, ktora zwykle sa „bezpieczne” obligacje skarbowe. innymi slowy kupujesz auto, ktore kosztuje np 30 kola i chesz robic nim na taksowce, co ci rocznie da np X zl, to sprawdzasz czy gdybys nie kupowal auta i kasa lezala na bonach nie zarobilbys lepiej „bez” ryzyka. w kontekscie fiskusa rowniez nie masz racji bo gdybys np mial spolke z o o ktorej najmujesz bez oplat wlasna nieruchomosc, to firma uzyskala przychod ktorego nie opodatkowala, a ty uzyskalbys przychod ktory rowniez… Czytaj więcej »
Wszystko masz rację, o ile kupuje się samochód na firmę, gdzie ma on zarabiać pieniądze. Wtedy jeśli lokata przynosi większe i pewniejsze zyski niż zysk z użytkowania samochodu, to różnica faktycznie może być traktowana jako koszt dla firmy. Nie wiem dlaczego niektórzy uważają, że jak pan Janusz kupuje sobie Cinquecento, żeby miał czym jeździć na działkę, to od razu po to, żeby w arkuszu kalkulacyjnym wyliczać ile straci na utracie wartości, na tym, że kupił bez kratki i jakby te pieniądze zainwestował w loterię dla emerytów. Prosta sprawa: pan Janusz stracił tyle co na zakup samochodu, jego rejestrację, naprawy, przeglądy… Czytaj więcej »
Wyglada na to ze Michal zrobil zloty interes… ;-)
Gratulacje…!
Facet na rowerze. +miliard do atrakcyjności.
Chwyty i siodełko Brooks – klasa!
Co do samochodu , gdybyś kiedyś zmienił zdanie to zapraszam dostaniesz mega rabat :)
Ja posiadam klasyczną holenderską Spartę de luxe.
Nigdy nie odważyłem się pojechać do pracy / bo garnitur / choć w Holandii widziałem facetów w garniturach na rowerze ..
W Anglii faceci w garniturze na rowerze to norma
? bez względu czy jedzie na holendrze czy na góralu.
Ja polecę od siebie rowery marki Creme cycles. Nie tylko są to piękne, wytrzymałe, ręcznie wykonane rowery, to jeszcze jest to nasz rodzimy produkt. Firma ta jest bowiem z Gdańska.
Posiadam taki model: http://cremecycles.com/caferacer-solo-men,36,pl.html
Szkoda, że w Polsce są prawie nieobecni na rynku :(
Myślę, że może konkurować z rowerem ze wpisu :)
no nie. Gdzie Cream ręcznie robiony? Rama z Chin, reszta składana jak w każdej innej marce, a trwałość wychodzi po sezonie i niestety, ale bardzo szybko się zużywa ;/ Zatem każdy rower jest ręcznie robiony czy to romet czy to giant.
witam serdecznie Pana , mam pytanko z innej beczki , pracuje Pan z kompem, jakiego uzywa ko,putera ? Co mysli Pan o imacu i kompach tej firmy ?
Imac to komputer przewidziany do domu. Proponuję prześledzić fora fanbojów apple’a i wybrać się do salonu sprzedającego te produkty. Z pełnym szacunkiem ale ten blog (z pewnością ten temat) jest trochę inny niż aplowski:)
Przecież było. Pracuje na laptopie marki Toshiba (chyba), który dostał (czy nabył ze zniżką) w ramach współpracy z kimś tam. Z tego co pamiętam Michał o Mac-ach ma takie zdanie, że ładne, ale szkoda mu kasy.
Mogłem coś pomylić, w każdym razie na bogu czy na fanpage była dyskusja na ten temat. Jak poszukasz znajdziesz szczegóły.
po prostu szukasz odpowiedzi nie pod tym adresem
@arek
Pracuję na ultrabooku Toshiba Z830-11M.
O produktach Mac nie mam zdania, bo z nich nie korzystałem, ale jeśli będę miał nadmiar gotówki, to być może spróbuję, bo słyszałem w zasadzie same pozytywne opinie.
Witam
Mam pytanie z całkiem innej beczki. Czy bardzo jasne buty z nubuku można samemu zafarbować? Np. na ciemny szary lub czarny? I jeśli tak, to gdzie takie farby się kupuje?
JK
> Mam pytanie z całkiem innej beczki. Czy bardzo jasne buty z nubuku można samemu zafarbować? Np. na ciemny szary lub czarny? I jeśli tak, to gdzie takie farby się kupuje?
http://lmgtfy.com/?q=site%3Amrvintage.pl+farbowanie+but%C3%B3w
Fajny wpis, czekałem własnie na cos o zegrakach i rowerach :o) . Jesli chodzi o Pashley’a to jest to swietna marka, tradycja, jakos materiałów, teraz to rzadkosc. Guv’nor to moim zdaniem ich flagowy model. Ja jestem fanem pewnej dunskiej marki, mam 3 maszyny od nich , m.in. tę – le Papa http://www.weelz.fr/fr/velo-urbain/2009/09/30/viva-bikes-le-velo-passionnement/ Ma naped na wał kardana co jest swietna rzecza, nie ma mowy o brudzeniu czy wciaganiu nogawki od spodni :o). No i jakosc wykonania… Ta firma to jak Maserati na rynku samochodów :o). Do minusów, ktore mozna postrzegac tez jako i plusy jest to, ze mnóstwo osob zagaduje… Czytaj więcej »
> Ma naped na wał kardana co jest swietna rzecza, nie ma mowy o brudzeniu czy wciaganiu nogawki od spodni
Z tym, że wał kardana równa się pewność kłopotów przy serwisie (nawet nie bardzo wiadomo: czym smarować? jak smarować? czy w ogóle smarować?), bo brak doświadczenia oraz części zamiennych może być brzemienny w skutki.
Odpowiedzią na brudzenie nogawek miały być karbonowe paski (np. Gates http://www.carbondrivesystems.com/ ) — i co? i nico. Nie ma głupich, nawet producenci, którzy parę lat temu szli w ten interes, już wyrzucili ostatnie modele napędzane paskami z oferty (vide Trek:
Trek District 2010: https://tinyurl.com/k789z5v
Trek District S 2014: http://www.trekbikes.com/us/en/bikes/town/urban_utility/district/district_s/#
A czy nie wystarczy zwykła, pełna osłona łańcucha? U mnie łańcuch jest całkowicie zabudowany – nie ma mowy o brudzeniu czegokolwiek czy wciągnięciu nogawki. http://www.rowerystylowe.pl/c-66/pelne-oslony-lancucha
> A czy nie wystarczy zwykła, pełna osłona łańcucha?
Pewnie, że wystarczy, pod warunkiem, że łańcuszek nie spada. Widuję czasem biedaków męczących się z założeniem łańcucha poprowadzonego w takiej skrzynce.
Osobiście po mieście (do pracy) pedałuję zurbanizowanym MTB — stalowa rama o górskiej geometrii, kierownica typu „wąsatego”, napęd pojedynczy (36:16 więc całkiem łagodny dla kolan) ale w stroju jak najbardziej rowerowym (po prostu w pracy się przebieram praktycznie w całości), więc łańcuch nie jest dla mnie problemem, dlatego też stosuję — bardziej dla ochrony przed spadaniem — najzwyklejszy rockring, o dokładnie taki:
http://rowerowy.interbikes.eu/file/5682/truvativ-rockring-rock-guard.jpg
wał kardana równa się pewność kłopotów przy serwisie (nawet nie bardzo wiadomo: czym smarować? jak smarować? czy w ogóle smarować?), bo brak doświadczenia oraz części zamiennych może być brzemienny w skutki. Pewnosc kłopotów przy serwisie ale chyba jesli sie go odda w rece partacza lub probuje samemu kombinowac nie majac wiedzy i odrobiny praktyki. Ja mam 2 rowery na kardanie, jeden od 11 lat, drugi od 4. Oba serwisuje co 2 lata (chodzi o wał ) bo taki okres przeglądu zalecono. Nigdy nie bylo zadnych problemow. Wału sie nie smaruje a uzywa oleju. Czesci nie musialem wymieniac ale z tym… Czytaj więcej »
Bardzo dobry wpis. Gratuluję fajnej współpracy i roweru, wzorcowy przykład firmy do współpracy. Poza tym dobra sesja i tradycyjnie marudzący czytelnicy.
Generalnie dyskusja wybiegła daleko poza modę i styl, ale podsumowując z mojej strony: rower klasyczny, co bardzo lubię. Co prawda wolę współczesnego „holendra” na codzienne, regularne dojazdy do pracy, ale uwzględniając charakter pracy Autora bloga i cel, to ten model Pashley’a jest naprawdę dobrze dobrany, także stylem. Tak z ciekawości, bo nie znalazłem w Sieci: z przodu jest oświetlenie (bateria czy dynamo w piaście?), ale z tyłu tylko odblask zauważyłem. Radziłbym pomyśleć o jakimś z tyłu, pomijam przepisy, ale widoczność. Bez problemu można wybrać coś pasującego do tego roweru, szczególnie, że bagażnik ma chyba standardowe mocowanie. A i odnośnie paru… Czytaj więcej »
Przednia lampa zasilana jest dynamem w piaście, a tylne światło zdjąłem kilka dni przed sesją i później o tym zapomniałem – jest na baterie.
Zajebisty rower!
Panowie, nie wczytywałam się już we wszystkie Wasze komentarze, za co przepraszam, ale rzuciła mi się w oczy zażarta dyskusja o samochodach i o tym czy warto wydać 3,5k zł na rower. Jeżdżę rowerem, samochodem i skuterem więc rozumiem argumenty, że utrzymanie auta kosztuje w związku z czym jazda rowerem bardziej się opłaca. Rozumiem też, że jazda autem jest często wygodniejsza, cieplejsza, szybsza i przyjemniejsza. Nie ma co dyskutować. Jedno lubią to drudzy co innego, dla jednego rower crossowy będzie idealny do miasta, dla innego – szosa, a dla Mr Vintage’a – mieszczuch. Nie rozumiem tylko, jak możecie porównywać taki… Czytaj więcej »
Michal,
dobry wpis, dobre zdjecia.
Aby nieco poglebic temat, proponowalbym osobny tekst o miejskich klasykach. Az sie prosi o wzmianke o holenderskiej marce Vanmoof, a przede wszystkim rodzimej firmie z Gdanska – Creme Cycles, ktora produkuje piekne rowery (cremecycles.com).
Warto promowac swoje, bo rowniez mamy sie czym pochwalic.
Z pozdrowieniami,
Andrzej
Co klasycznego ma w sobie Vamoff? Jeżeli mówimy o klasykach, to chyba trzeba napisać o Batavusie, Sparcie i Gazelli? A Cream? Spoko, fajnie wygląda, ale na wystawie. Niestety rower po dwóch sezonach użytkowania wygląda jak Tico po 10 latach eksploatacji i przejechanych 200 tysiącach km. ;-(Jakość wykonania zupełnie nie odbiega od tych średniej jakości Krossów i Rometów, nadrabia natomiast wyglądem.
produkty Apple są najlepsze pod wieloma względami. Stosunek jakości do ceny jest ok. Od dwóch lat wymieniam wszelkie nokie samsungi sony itp, a zacząłem od iPhona.
a co do rowerów, Bianchi są ok. pashley ok, creme spoko.
Rower bardzo mi się podoba i z przyjemnością bym takim jeździła po moim pięknym mieście. Tak to widzę: zwiewna spódnica, balerinki, białe rękawiczki, kapelusz i szal poruszany wiatrem, a w koszyczku torebka i sezonowe kwiaty… Niestety. Krótka historia moich dojazdów do pracy rowerem to dżinsy, kurtka przeciwdeszczowa, kask, gogle i trekkingowy rower (choć na te trasy rowerowe przydałby się jakiś bardziej solidny, terenowy model).
,,ale jeśli będę miał nadmiar gotówki..”
Oj tam Michał nie przesadzaj, kroisz teraz swoich reklamodawców aż miło.:)
To nie znaczy, że mam nadmiar gotówki :)
Zresztą staram się rozsądnie gospodarować własnym budżetem, a zakup Maca nie jest dla mnie pierwszą potrzebą. Odkładam na coś innego :)
@softshell (odpowiedź na post z 27/04/2014 o 21:16) „Co do deszczu ? w moim przekonaniu ubrania przemoczone powinno się prać bo są brudne i żaden rower jeszcze przed deszczem nie chroni.” A to prawda, trochę patrzyliśmy na to z innej strony. Przed deszczem to chyba tylko uchroni w 100% samochód. Na rowerze warto mieć ze sobą małą paczuszkę z ponczo + ewentualne ochraniacze na buty. Sprawdza się to przez cały rok i pozwala na komfortową jazdę (o ile można tak mówić w kontekście poncza i silnego wiatru, ale w mieście nie uprawia się wyścigów) w dowolnym ubraniu. „Co do pozostałych… Czytaj więcej »
No właśnie mam średniej jakości linkę i muszę zakupić coś lepszego.
Z tyłu przecież masz podkowę. Być może ma ona gniazdo na linkę. Wtedy trzeba kupić dedykowaną linkę. Taka linka ma z 1,5 metra długości, oplatasz nią rower i coś do zamocowania – po czym końcówkę wkładasz w gniazdo w podkowie. Oczywiście rozwiązanie podda się pod dowolnymi nożycami do metalu, ale odstraszy przynajmniej okazyjnych złodziejaszków. Złodziej często widząc, że rower ma podkowę, rezygnuje z przecinania linki i odpuszcza.
Fakt, jest podkowa, ale błagam, nie linka! Chyba że jako dodatkowe zabezpieczenie. W swoim rowerze też mam podkowę i dopinam do niej linkę do przedniego koła. Ale jako główne zabezpieczenie mam składane, które spinam ramę z jakimś stałym elementem krajobrazu. Ale jeśli chcesz mieć jak najmniej zapięć, to faktycznie użyj łańcucha, który dodatkowo można podłączyć do podkowy. Nie wiem jakiego producenta jest podkowa, ale przykład takiego łańcucha dla AXA: http://www.rowerystylowe.pl/p-2863/lancuch-axa-dpi-110 Ja preferuję wcześniej wspomniane rozwiązanie: linka (przednie koło) + podkowa (tył) + składane (rama). Używam go, gdy pozostawiam rower do pół godziny, dłużej to już wolę u-lock lub łańcuch —… Czytaj więcej »
Przykry fakt jest taki, że ten rower i tak rozkradną na części. ;) Zostawienie go przypiętego za ramę do czegokolwiek na wieczór może spowodować, że zostanie tylko rama i zapięcie. Z takiego sprzętu sama lampa czy siodełko są już wartościowym kąskiem.
Coraz lepsze zabezpieczenia poprawią komfort psychiczny, ale lepiej mimo wszystko nie spuszczać go z zasięgu wzroku.
> No właśnie mam średniej jakości linkę i muszę zakupić coś lepszego.
Zdecydowanie proponuję U-locka od Kryptonite http://www.kryptonitelock.com/ np. któryś z serii New York
Jeśli będziesz go przypinać we w miarę bezpiecznym miejscu, to wystarczy solidny łańcuch, np. od Abus http://www.abus.pl/mot/960.htm
@Maciek Rutecki – w żadnym wypadku się nie gniewam – mam nadzieję, że i ja Ciebie nie uraziłem. Cieszę się, że podjąłeś temat. Szczególnie chodzi mi o podziały wśród cyklistów, co sam zauważyłeś – dziwi mnie to bo niby każdy rowerzysta chce dobra dla całej wspólnoty,a le podziały widać choćby tutaj (ale najgorzej jest na drodze). Ja sam wymieniam oponę na slima i nie żyłuję „terenowego bieżnika”. Chyba wycisze temat bo od paru dni puszczam tu posty. Pozdrawiam:)
@Michale – zdrowia i niech się użytkuje:)
Jeden rower,a tyle dyskusji, którą można zamknąć w kilku zdaniach. Michał zachwala ten rower, ponieważ jest ładny, a nie dobry do jazdy. jak sam przyznał, do tej pory rowerem raczej nie jeździł, więc będzie miał teraz ładny rekwizyt do postawienia w salonie lub wykorzystania w sesji i o to właśnie chodziło. A wy tak zaraz na poważnie o wyższości górala nad rowerem miejskim i vice versa ;-) Natomiast twierdzenie, że samochód jest niepotrzebny i zasłanianie się ekologią jest niestety naiwnym dorabianiem ideologi do stanu rzeczywistego. Samochody też mogą być stylowe, nawet bardziej niż rowery. Jak się zgłosi do Michała odpowiedni… Czytaj więcej »
Nie musi się do mnie nikt zgłaszać. Wystarczy, że zmieni się mój styl życia, miejsce zamieszkania czy inne czynniki i uznam, że samochód jest mi potrzebny. Póki co nie jest niezbędny i już kilka razy o tym pisałem w komentarzach.
A ostatnie zdanie o wydmuszce to do mnie?
Nie do Ciebie ;-) To ogólny wniosek.
> Najpierw trzeba być interesującym i wartościowym człowiekiem/mężczyzną, a potem to uzewnętrzniać ładnym strojem itd. Inaczej jest się pustą wydmuszką, która po odarciu z fatałaszków niewiele sobą reprezentuje. Ponieważ czuję się wywołany do tablicy (albowiem jestem interesującym i wartościowym człowiekiem), muszę Ci powiedzieć, że mam wrażenie, że te stroje to nie są chyba takie najgorsze — pewnie głównie przez to, że nie jest to takie częste ani nachalne. Natomiast są gorsze „wzwody”: pojazdy mechaniczne („ja mam V8 więc jestem lepszy od R4 8V, ale jak podjedzie gość z V12, to się schowam”) czy np. wypijalność („wypiłem 8 piw i było świetnie, ale… Czytaj więcej »
Pustota ma różne oblicza;-) Jest też trudna do ukrycia i niestety coraz bardziej rozpowszechniona w raz z dominacją szeroko rozumianej popkultury.
A miłośnicy kawy tuningujacy ekspresy? To jest dopiero banda pieniaczy! :-P
Gratuluję świetnego roweru! Sam mam 2 i gdyby nie brak miejsca/pieniędzy/sponsora ;) to z chęcią przygarnąłbym sobie również takiego klasyka. Ilość komentarzy powala, na ostatnich dwóch stronach tylko artykuł o sneakersach ma większą ich liczbę, myślałem że będzie wręcz odwrotnie. Może to zachęci Pana do jeszcze kilku rowerowych sesji, tym bardziej że pogoda będzie tylko lepsza!
Ja też od niedawna zakupiłem rower (retro maszynę) i od wiosny staram się nim codziennie dojeżdżać do pracy
Strasznie lubię blog Michała, ale im dłużej tu „jestem” tym bardziej przekonuję się,że albo nie mam gustu albo zwyczajnie mam inny. Rower może i ładny, ale nie z mojej bajki (dlatego może, a nie na pewno)
a wydawało się ze to TYLKO rower, a tu tyle GORĄCYCH komentarzy ;) Więcej luzu wszystkim życzę :) !
@ Mariusz
Co do UK to zdarza mi się bywać zawodowo … ulice angielskich miast nie są dla mnie żadnym wzorcem ani modowego smaku ani tym bardziej schludności. Co innego Włochy … tam się można zainspirować .. tylko „garniturowych” rowerzystów tam jak na lekarstwo .. co innego oczywiście skuter :) styl i klasa.
Cieszę się, że osoba taka jak Michał poruszył kwestię roweru na swoim blogu, który z pewnością nie tylko jest modnym ale i bardzo przydatnym gadżetem. Blog Michała to zbiór przemyśleń na konkretne zagadnienia, w większości trafne i to trzeba uszanować. Mógłbym zaczać pisać obelgi pod adresem osób, którzy kupują tego typu rowery czy też big cruisery ale to jest kwestia gustu a o tym po prostu nie dyskutuje. Osobiście nie przepadam za takimi rowerami, gdyż dla mnie sa niefunkcjonalne i niewygodne. Wynika to z mojego sportowo-turystycznego spojrzenia na rower, który ma byc przede wszystkim sprawny, solidny, odpowiedni do trudności tras,… Czytaj więcej »